Próbował pan przekonać kolegów z PO, że inna niż pańska wersja raportu jest nieuprawniona?
Oczywiście, że próbowałem.
Czemu się nie udało? Może były jakieś naciski?
Nie sądzę. Na mnie nikt nie naciskał.
Proponuje pan, żeby posłowie nie mogli już zasiadać w komisjach śledczych. Nie nadają się?
Często emocje partyjno -polityczne przyduszają obiektywizm.
Ale nie u pana?
Ja się powstrzymuję. Potrafię zachować dystans. Mówiłem wyraźnie w wywiadzie dla „Polska The Times", że nie pozwolę zrobić z komisji lawety do strzelania do partii, także do PiS. Parlament musi się kłócić. Politycy muszą się spierać, bo inaczej będzie uchwalane złe prawo. Opozycja powinna się sprzeciwiać rządzącym, bo się rządzący rozbestwią. Najlepsi się rozbestwiają. Nie ma nic złego w sporach między politykami, byle odbywały się w granicach prawa.
Politycy PO mówili nawet: Czuma zerwał się ze smyczy.
Nigdy nie byłem na smyczy. Nikt z kierownictwa PO nie dyktował mi treści raportu.
Nie pierwszy raz działa pan w sposób, który może się nie podobać w partii. Zrezygnował pan z funkcji ministra sprawiedliwości po tym, kiedy bronił pan po wybuchu tzw. afery hazardowej Zbigniewa Chlebowskiego i Mirosława Drzewieckiego. Premier powiedział wtedy, że pana bezstronność została podana w wątpliwość.
Czas pokazał, że nie było afery hazardowej. Natomiast premier musi podejmować takie decyzje, żeby utrzymać zaufanie wyborców do rządu.
Nawet premier Donald Tusk mówił, że afera była.
Ja uważam, że była afera wyłącznie w tym sensie, że zrobiono zamieszanie społeczne. Ale nie było działań nielegalnych w procedurze legislacji ustawy o grach hazardowych.
Tusk przed komisją śledczą badającą aferę hazardową mówił o dwuznacznych rozmowach polityków z biznesmenami.
Ja nie wiem, jak to ocenić. Nie widzę tu żadnego przestępstwa.
Sądzi pan, że Platforma skrzywdziła Chlebowskiego?
Trudno mi to ocenić. Od początku mówiłem, że w zebranych przez Mariusza Kamińskiego (ówczesnego szefa CBA – red.) materiałach dowodowych brakuje jakiegokolwiek dowodu winy, w sensie prawnokarnym, i Chlebowskiego, i Drzewieckiego. Prokuratura po roku podzieliła moją opinię. Już nie byłem prokuratorem generalnym ani ministrem sprawiedliwości.
Jednak Platforma nie znalazła dla Chlebowskiego miejsca na liście i startuje on jako niezależny.
To decyzja zarządu Platformy.
Bronił pan też Roberta Węgrzyna.
Uważam, że usunięcie go z PO nie było usprawiedliwione. Jego niezręczna wypowiedź (o lesbijkach – red.) posłużyła jego przeciwnikom wewnętrznym w Platformie do podstawienia mu nogi.
Polityk nie powinien uważać na to, co mówi?
Powinien. Mnie się też zdarzają niezręczności.
Kiedy był pan ministrem sprawiedliwości, media wytykały panu gafy. Na przykład kiedy powiedział pan, że wielu ludzi we władzach Pakistanu sprzyja mordercom zabitego tam Polaka. Był oficjalny protest ambasady Pakistanu.
To żadna gafa. Powiedziałem święte, prawdziwe słowa.
Minister powinien mówić wszystko, o czym wie?
Nie zawsze. Ale jakoś nie byłem wyćwiczony w pokrętnym wypowiadaniu się.
Teraz byłby pan lepszym ministrem?
Nie zastanawiałem się nad tym. Jestem zadowolony, że udało mi się doprowadzić do oddzielenia prokuratury od bieżących wpływów politycznych i bezprecedensowego uwolnienia dostępu do zawodów prawniczych. We wrześniu 2009 r. na aplikacje dostało się 10,5 tys. młodych ludzi. Więcej niż przez ostatnie dziesięć lat.
Jeżeli chodzi o otwarcie zawodów prawniczych, zaczął to jednak minister Ziobro.
ZbigniewZiobro to zapowiadał. Ja pochwalałem Ziobrę za ten kierunek, tylko że on go nie przeprowadził. A więc myśmy przeprowadzili. Ustawę przygotował minister Zbigniew Ćwiąkalski. A ja ją doprowadziłem do końca, przełamując weto prezydenta. Zresztą – pomagał mi w tym Ryszard Kalisz.
Do Sejmu startuje pan z szóstego miejsca. To dobra pozycja?
O tym, kto otrzymuje mandat poselski, decydują wyborcy, a nie miejsce na liście.