„Pracujemy dla przedsiębiorców i wspieramy innowacje" – głosi ulotka informacyjna MPiT ze stycznia tego roku. A jak wygląda rzeczywistość?
Zanim minister Jadwiga Emilewicz w ramach „wspierania innowacji" zobowiązała się do poruszenia na posiedzeniu rządu sprawy czasowego wyłączenia aplikacji przewozowych, kierowany przez nią resort opublikował „Ocenę wpływu ograniczenia handlu w niedziele".
Autorzy pisanego na polityczne zamówienie raportu, jak można się było spodziewać, rekomendują utrzymanie obecnego modelu dochodzenia do zakazu handlu. Najważniejszym ich argumentem wydaje się to, że „zastosowany okres przejściowy umożliwia wdrożenie zmian w modelach biznesowych przedsiębiorców". Dzięki temu Polska unika błędu popełnionego na Węgrzech, gdzie „zakaz handlu w niedziele został wprowadzony bez uwzględnienia okresu dostosowawczego".
Taka obserwacja ma zapewne sens z punktu widzenia rządu pragnącego wprowadzać antyprzedsiębiorczościowe regulacje, ale dlaczego podpisuje się pod nią resort przedsiębiorczości?
Być może Emilewicz liczy na to, że dotknięci syndromem sztokholmskim przedsiębiorcy będą dalej wierzyć w jej czcze deklaracje i gwarancje zapisane w konstytucji biznesu. Jednak ci trzeźwo myślący zauważą, że zarówno MPiT, jak i konstytucja biznesu to tylko fasada propagandowych haseł, za którą nie kryje się żadna „dobra zmiana".