Bill Biega (dla powstańców Bolesław albo „Pałąk") jest przekonany, że do Warszawy już kolejny raz nie przyjedzie.
– Ja już mam 92 lata i pewnie jestem tu ostatni raz – mówi ze smutkiem. Ale trudno w to uwierzyć, bo jest w doskonałej formie. Żwawy, nie ma kłopotów z pamięcią, biegle posługuje się komputerem. Codziennie pływa w basenie. – Chociaż jak byłem tu poprzednio, to też myślałem, że już nie wrócę, a jestem tu znowu – reflektuje się po chwili.
Żołnierz batalionu „Kiliński" przyjeżdża do Polski raz na pięć lat. Zawsze w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Jeszcze przed 15 laty towarzyszyła mu żona Alicja (dziś Lilly). Teraz podróż z USA, gdzie osiedli po wojnie, jest ponad jej siły. Ale z niecierpliwością czeka na powrót męża z kolejnych obchodów. – Wypytuje, co się działo, z kim się widziałem, co kto powiedział – relacjonuje Biega.
Wybrani z pół tysiąca
Gdy pan Biega wrócił z obchodów, na których był po raz pierwszy bez żony, mógł jej opowiedzieć o niezwykłym przeżyciu. Wtedy otworzono Muzeum Powstania Warszawskiego. Tam właśnie po 60 latach zobaczył film z ich ślubu.
Byli wśród pół tysiąca osób, które zdecydowały się na taki krok w czasie walk. Ale akurat oni przeszli do historii dzięki powstańczej kronice. Ślub był w zaimprowizowanej kaplicy jednego z powstańczych szpitali w Śródmieściu. Po drugiej stronie w kawiarni Adria stacjonowała jednostka propagandowa Armii Krajowej. Gdy dowiedzieli się tam o uroczystości, pojawili się słynny powstańczy fotograf Eugeniusz Lokajski i operatorzy kroniki filmowej.