Wszyscy staramy się uchwycić główny spór polityczny przebiegający przez systemy polityczne świata. Politolodzy, filozofowie i publicyści chcą znaleźć jakąś zasadniczą linię podziału, wzdłuż której toczą się najpoważniejsze spory w krajach demokratycznych. Czy może nią być spór między miłośnikami wolności ze zwolennikami bezpieczeństwa?
Większość podziałów, zaproponowanych dotychczas przez społecznych obserwatorów, nie zadowala. Bo dystynkcje dokonane za pomocą takich przeciwieństw jak: otwarci kontra zamknięci, globalni kontra lokalni czy też wolnościowcy kontra zamordyści, nie spełniają jednego kryterium – chłodnej deskryptywności. Są raczej biczem na tych, których się nie lubi i których chce się napiętnować. Któż z nas bowiem chciałby być zaliczony do grona „zamkniętych", „lokalnych" czy też „zamordystycznych"? Tego typu koncepcje przypominają nieco dawną koncepcję Leszka Kołakowskiego, który intelektualistów poszeregował na „kapłanów" i „błaznów", co skutkowało tym, że nikt rozsądny nie chciał być zaliczony do tej pierwszej grupy, natomiast zapisy do drugiej przybrały charakter masowy.