Czy Polska jest jedynym krajem Unii Europejskiej, który w minionym ćwierćwieczu ani razu nie doświadczył recesji? Odpowiedź na to pytanie wbrew pozorom nie jest prosta. Jeszcze w październiku 2015 r. mogliśmy chwalić się statusem „zielonej wyspy", a w lutym 2016 r. – już nie. Główny Urząd Statystyczny zrewidował wówczas dane z poprzednich lat dotyczące zmiany produktu krajowego brutto (PKB), najpopularniejszej miary aktywności w polskiej gospodarce. Okazało się, że na przełomie 2012 i 2013 r. polski PKB przez dwa kolejne kwartały malał: o 0,3 i 0,1 proc. Wcześniej GUS raportował wzrost PKB o odpowiednio 0,1 i 0,3 proc. Ta minimalna zmiana ilościowa, jak przyznawali statystycy, mogła być interpretowana jako znacząca zmiana jakościowa: dwa kwartały spadku PKB zwyczajowo są określane przez ekonomistów jako recesja. Szczęśliwie po dwóch miesiącach GUS ponownie zweryfikował rachunki narodowe, a w nowych danych recesji już nie było.
W Polsce rewizje PKB, choć zdarzają się regularnie, są zwykle kosmetyczne. W innych krajach bywają korekty rewolucyjne. W Irlandii latem ubiegłego roku wzrost PKB dotyczący 2015 r. został skorygowany z 7,8 do 26,3 proc. Okazało się, że była to najszybciej rozwijająca się gospodarka globu. W Nigerii w 2014 r. PKB z dnia na dzień praktycznie się podwoił, gdy tamtejszy urząd statystyczny na nowo przyjrzał się strukturze gospodarki i dodał do rachunków narodowych sektory, których wcześniej nie uwzględniał. I choć ten kwantowy skok nigeryjskiego PKB teoretycznie tylko odzwierciedla zmiany, które już w tamtejszej gospodarce zaszły, miał także pewne praktyczne konsekwencje. Wpłynął m.in. na wizerunek Nigerii w oczach inwestorów, bo pod względem wartości produkcji kraj ten przeskoczył przodującą wcześniej na kontynencie Republikę Południowej Afryki.
W poszukiwaniu alternatyw
Wystarczy tych kilka przykładów, aby uznać, że PKB jest zawodnym barometrem koniunktury. Mimo to, choć często krytykowany, wciąż jest wskaźnikiem, który w analizach i debatach ekonomicznych pojawia się najczęściej. Stał się nieomal synonimem gospodarki. Mówimy: gospodarka rozwija się w tempie 3 proc. rocznie, mając na myśli wzrost PKB. To coś więcej niż niewinny językowy uzus. Jak wskazywała w 2009 r. Komisja ds. Pomiaru Kondycji Gospodarki oraz Postępu Społecznego (CMEPSP), dobór wskaźników wykorzystywanych do oceny gospodarczej rzeczywistości wpływa na kształt i cele polityki władz (CMEPSP to grono prominentnych ekonomistów z noblistą Josephem Stiglitzem na czele; ówczesny prezydent Francji Nicholas Sarkozy polecił im przeanalizowanie ograniczeń PKB jako miary rozwoju i zaproponowanie alternatyw).
Listę argumentów krytycznych wobec PKB jako podstawowego wskaźnika makroekonomicznego można podzielić na dwie grupy. Do pierwszej należą te wskazujące, że PKB jest po prostu nieprecyzyjny, nie mierzy dobrze tego, co w teorii ma mierzyć. Natomiast druga grupa zawiera zarzuty dużo cięższego kalibru: PKB nie odzwierciedla tego, co naprawdę powinno interesować ekonomistów i autorów polityki gospodarczej, czyli szeroko pojętej jakości życia, dobrobytu społeczeństwa.