— To znaczy, że tylko w 2024 roku pozyskaliśmy dodatkowych ponad 200 mln pasażerów. I to pomimo wysokich cen biletów, kłopotów z dostawami samolotów i napięć geopolitycznych — komentował tę statystykę Oliver Jankovec, prezes Airports Council International Europe, siostrzanej organizacji Międzynarodowego Zrzeszenie Przewoźników Powietrznych (IATA) tyle, że zrzeszającej lotniska. — Rok 2024 pokazał jednocześnie, że pasażerowie podróżują nadal raczej w celach turystycznych oraz korzystają najchętniej z oferty linii niskokosztowych — dodał Olivier Jankowec.
Czytaj więcej
Od sezonu letniego LOT kończy eksperyment z budowaniem hubu w Budapeszcie i ostatecznie zawiesza trasę do Seulu. Wcześniej zamknął połączenia za Atlantyk. Nie zostaną wznowione rejsy w Warszawy do Pekinu — dowiedziała się „Rzeczpospolita”.
Pandemiczna zapaść w lotnictwie już Polski nie dotyczy
W tej sytuacji ze wzrostem na poziomie ponad 15,6 proc. polski rynek znalazł się w ścisłej czołówce europejskich portów, które pandemiczną zapaść mają ze sobą.
Rekordzistami są jednak lotniska uzbeckie i kazachskie, które w porównaniu z rokiem 2019 odprawiły o kilkaset procent pasażerów więcej, niż przed pandemią. Jaki jest tego powód? Bardzo prosty. Są to porty transferowe dla Rosjan, którzy wcześniej mało tam latali. A to tam właśnie oraz w Serbii i w Turcji najczęściej odprawiają się Rosjanie podróżujący po świecie, ponieważ z ich kraju loty bezpośrednie do większości krajów Europy, niektórych w Azji, oraz do USA zostały bezterminowo wstrzymane.
Rynek lotniczy dwóch prędkości
Ale ze złych wiadomości jest ta, że ruch nie wrócił aż do 47 proc. europejskich portów, w tym do wielkich centrów przesiadkowych w Niemczech i Francji. W przypadku do portów mniejszych, odprawiających poniżej 40 mln pasażerów jest to nadal minus 34 proc.