Transport lotniczy może ucierpieć z powodu kryzysu politycznego wywołanego przez reżim Aleksandra Łukaszenki. Zaostrzenie unijnych sankcji byłoby bardzo bolesne po tym, jak przewoźnicy z UE mają już zakaz lotów nad Białorusią. Mówi się też o wypowiedzeniu białoruskiej Belavii umów leasingowych na samoloty oraz zakazie lotów na lotniska UE dla linii zarabiających na wożeniu imigrantów z Bliskiego Wschodu do Mińska. I to już w przyszłym tygodniu.
Czytaj więcej
Mamy ograniczone możliwości wywierania nacisku na kłopotliwego sąsiada. Nasza siła gospodarcza i polityczna może być zwielokrotniona jedynie dzięki dobrej pozycji w Unii Europejskiej – mówią ekonomiści.
„Unia Europejska w szczególności sprawdzi, jak można nałożyć sankcje, w tym poprzez umieszczenie na czarnej liście przewoźników, które są aktywne w przemycie ludzi" – czytamy w oświadczeniu przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von den Leyen.
Wśród linii latających do Mińska i krajów UE bezpośrednio bądź z przesiadką wożą migrantów tureckie Turkish Airlines, rosyjski Aerofłot oraz należący do dubajskich Emirates niskokosztowy Flydubai i uzbeckie Uzbekistan Airways. Wypowiedzenie umów oczywiście uderzyłoby w linie, ale i retorsje z drugiej strony mogłyby okazać się bardzo dotkliwe.
– Doprowadziłoby to do potężnego kryzysu politycznego, bo Aerofłot czy Turkish Airlines są firmami państwowymi i ważnymi narzędziami polityki Moskwy i Ankary. Rosja mogłaby wtedy odpowiedzieć blokadą przelotów unijnych linii nad Syberią, niezbędnymi do rejsów do Azji Północno-Wschodniej. Obecnie, z uwagi na niewielką liczbę rejsów do Chin, to groźba mniej uciążliwa niż w „normalnych" czasach. Warto jednak pamiętać, że linie lotnicze nie są organizatorami transportu migrantów i uchodźców, a jedynie wożą ich jako zwykłych pasażerów, z biletami i wizami – mówi Dominik Sipiński, ekspert lotniczy z ch-aviation.