Michał Walczak o sztucznej inteligencji w sztuce

Artyści są podatni na wypalenie zawodowe – mówi Michał Walczak, autor i reżyser komedii „Bim-Bom-Boom!” w Powszechnym w Łodzi. Premiera 5.01.

Publikacja: 05.01.2024 03:00

Michał Walczak o sztucznej inteligencji w sztuce

Foto: Maciej Zakrzewski/Teatr powszechny w łodzi

W pana komedii pojawia się sztuczna inteligencja i zagrożenia nią. Dystopie spełnią się czy człowiek zwycięży?

Sztuczna inteligencja wkracza w świat branży kreatywnej, wymuszając zmiany w definicji twórczości i roli człowieka, zwłaszcza w działaniach opartych na schematach myślenia. Bardzo interesuje mnie połączenie kreatywności jednostki z potęgą AI w gromadzeniu i wychwytywaniu wzorców myślenia, bo wierzę, że może z tego powstać nowa kultura i nowa wizja świata. W tej nowej wizji realność i równocześnie umowność teatru może odegrać ważną, humanistyczną rolę – dopóki komediopisarzy i aktorów nie zastąpią roboty.

Czytaj więcej

Sztuczna inteligencja zbadała, czy to obraz Rafaela. Zaskakujące odkrycie

Próbował pan korzystać z AI? Boi się pan konkurencji, cybernetycznych farm, które doskonalą algorytmy, by przejąć nasze miejsca pracy?

Myślimy z Maxem Łubieńskim o wskrzeszeniu „Pożaru w burdelu” w Teatrze Rampa oraz w sieci jako nowoczesnego neurokabaretu, który w jakiś sposób współpracowałby ze sztuczną inteligencją. Na razie testowałem wizualną kreatywność AI i wiem, co Chat GPT potrafi skompilować tekstowo. Myślę, że na razie teksty naszego bohatera Burdeltaty i nowych postaci Pożaru będziemy jednak pisać sami – maszyna może pomóc w zbieraniu tematów, ale żartu o polskiej rzeczywistości nie napisze.

A co z tematem podjętym w komedii: czy da się napisać algorytm na idealną miłość?

Miłość idealna na pewno da się przełożyć na algorytmy, jeśli postrzegamy ją jako wymierną inwestycję – z danych w sieci można wywnioskować wiele o naszych preferencjach i marzeniach. Na szczęście istnieje także miłość nieidealna, która ma w sobie coś nieobliczalnego, burzącego schematy, dającego poczucie sensu prawdziwej pracy, która polega na akceptacji naszej niedoskonałości i potrzebie bycia z prawdziwymi ludźmi – nie maszynami.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Sztuczna inteligencja i myślenie religijne

Nasza generacja pamięta czasy przedkomputerowe i analogowe telefony, ale czy może sobie pan wyobrazić życie bez tych urządzeń? Życie młodszych?

Staram się dbać o technologiczne przerwy w życiu moim i moich bliskich, ale przyznam, że czasem trudno mi się oprzeć np. wspólnemu odkrywaniu kolejnej komputerowej gry fabularnej z moim synem. Łódzkie centrum komiksu i narracji interaktywnej pokazuje słusznie, że analogowy świat komiksów, książek i gier komputerowych to nie przeciwstawne, ale komplementarne światy – zwłaszcza gdy rozumiemy je w większym kulturowym kontekście. Na pewno nasze mózgi dzisiaj są bardziej niż kiedyś pobudzone i przestymulowane technologią, ale radość życia i bimbania może wciąż dać zrównoważenie ekranów równie atrakcyjnymi bodźcami analogowymi – teatrem, muzyką, sportem.

Praca stała się sposobem na zdobycie pieniędzy, pozycji, spełnienie ambicji, ale też na niepowodzenia w relacjach międzyludzkich, które być może wymagają większej pracy niż tyranie w korporacji?

Wielu znajomych używa w social mediach modnego hashtagu „ilovemyjob” i otacza pracę kultem, zwłaszcza gdy zarabianie na życie łączy się z promocją swojej twarzy i sprzedawaniem prywatności. Social media na pewno pomieszały granice między tym, co domowe a publiczne, zawodowe i prywatne – zachęcając do umagiczniania naszej zawodowej sfery i pokazywania innym romantycznej wersji pracy jako natchnionej misji leczenia siebie i innych. Teatr może dodatkowo wzmacniać ten kapitalistyczny pseudomistycyzm i tworzyć alibi dla sekciarskiego rozumienia procesu twórczego. Na szczęście, także w instytucjach kultury, odkrywamy i doceniamy ziemską, prozaiczną stronę pracy – jej materialny aspekt, potrzebę granic i element biznesowy. Coraz więcej reżyserów i aktorów chce tworzyć spektakle, na które widz kupi bilet, budując realną, a nie wyidealizowaną relację między sceną a widownią. Widownią, która ma coraz mniejszą tolerancję na narcystyczne i bełkotliwe twory wyobraźni, ale oczekuje konkretnych wartości: porywającej fabuły, błysku myśli, komunikatywności i poczucia humoru. Komedia jako gatunek ma dzisiaj wyjątkową misję ironicznego i krytycznego spojrzenia na różne romantyczno-kapitalistyczne mity, które próbują nam zastąpić religię i udane, zrównoważone życie.

Czy pomysł napisania dla Powszechnego w Łodzi romantycznej komedii o pracoholizmie i sztucznej inteligencji przyszedł w związku z pana doświadczeniami? Tylko pan wie, jak dużo pisze, wcześniej w związku z Pożarem w Burdelu, teraz jako szef Teatru na Targówku w Warszawie.

Pierwszą inspiracją dla scenariusza „Bim-Bom-Boom!” był studencki teatrzyk Bim-Bom, którego surrealistyczny humor w ponurych latach 50. zwiastował odwilż w kulturze. Odwilż, której jesteśmy spragnieni także dzisiaj: w mediach publicznych, galeriach i instytucjach kultury. Drugą inspiracją było 600-lecie Łodzi: ziemi obiecanej polskiego kapitalizmu, metropolii, która zmienia się w prężny ośrodek kultury i rozrywki. Trzecią inspiracją były moje doświadczenia i obserwacje związane z zarządzaniem instytucjami kultury, których pracownicy – jak pokazują medialne afery ostatnich miesięcy – są wyjątkowo podatni zarówno na wypalenia zawodowe, jak i podpalanie się niepotrzebnymi emocjami, wynikającymi z romantycznego podejścia do pracy. Stąd pomysł na pracoholiczną komedię romantyczną.

Zapracowany bohater komedii trafia do Łódzkiej Kliniki Wypaleń. Czy praca w Łodzi, którą sportretował pan przez pryzmat inwestycji, była rodzajem terapii?

Założone przez dyrektorkę Teatru Powszechnego Ewę Pilawską Polskie Centrum Komedii to laboratorium rozrywki przyszłości, w którym po raz kolejny próbuję poprzez komedię spojrzeć na Łódź – miasto w intensywnej transformacji, która sama w sobie jest plenerowym widowiskiem. W czasie tworzenia spektaklu trwał remont ulicy Legionów, przy której położony jest teatr – to tam zabetonowano samochód i znaleziono tajemniczy szkielet. Komedia także przechodzi transformację – bardzo lubię z aktorami Powszechnego zanurzyć się w łódzkie mity i wejść pod podszewkę nowoczesnego miasta – tam, gdzie czai się lęk o przyszłość i presja na zarabianie.

Teatr
„Seks, Hajs i Głód”, czyli przydałby się wykrywacz teatralnych postaci
Materiał Promocyjny
Suzuki e VITARA jest w pełni elektryczna
Teatr
Perceval wystawia Zolę w Krakowie
Teatr
„Nie trzeba było tego mówić”, czyli jak wywołaliśmy aferę
Teatr
Niemieckie teatry zmagają się z kryzysem finansowym
Materiał Promocyjny
Kluczowe funkcje Małej Księgowości, dla których warto ją wybrać
Teatr
Teatr 2024, czyli iluzja konkursów ministerialnych. Krzysztof Warlikowski najlepszy
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego