To druga po głośnych „Dziadach" Mickiewicza inscenizacja polskiej klasyki przygotowana przez Eimuntasa Nekrošiusa na tej scenie. – Z Gombrowiczem zetknąłem się stosunkowo dawno – mówi „Rzeczpospolitej". – Głównie były to wczesne opowiadania i powieści. Bardzo zapadła mi w pamięć „Ferdydurke".
Propozycja, aby Eimuntas Nekrošius wyreżyserował „Ślub", padła ze strony Teatru Narodowego. – Musiałem sobie na nowo odczytać ten utwór, „wprowadzić do własnej wyobraźni" – mówi. – Przyjąłem propozycję, bo szybko zorientowałem się, że to utwór bardzo złożony i wielowymiarowy. Sam Gombrowicz nie ukrywał, że można sobie przy nim kark skręcić. A w zawód artysty wpisane jest ryzyko i stąd ta decyzja.
„Ślub" bywa przez nas traktowany jako rodzaj rozprawy Gombrowicza z polskim romantyzmem. Nekrosius przyznaje, że nie był to dla niegoklucz do interpretacji. Starał, się znaleźć zupełnie inny ton, niż ten, który można wyczytać w jego „Dziadach".
– Kiedy miałem już pomysł, teatr pokazał mi nagrania dwóch wersji „Ślubu" – opowiada. – Ta Jerzego Jarockiego uchodzi wręcz za kanoniczną, oraz tę, którą na scenie Narodowego przygotował Jerzy Grzegorzewski. Uznałem je za znakomite i pomyślałem, że na szczęście moja idzie w nieco innym kierunku.
O tym, że reżyser stale pracował nad tekstem, konfrontował swą wizję z aktorami, świadczy pewien jego pomysł. Chyba po raz pierwszy w historii inscenizacji „Ślubu" postać Matki i Mańki gra jedna aktorka. Ten zabieg nawet dla Danuty Stenki był pewnym zaskoczeniem. A Jerzy Radziwiłowicz, słynny odtwórca Henryka w spektaklu Jerzego Jarockiego, tym razem pojawi się w roli Ojca.