Setki policjantów umundurowanych i po cywilnemu. Radiowozy, saperzy. Blokady i objazdy wokół siedziby Norweskiego Instytutu Noblowskiego. Tak wygląda Oslo dzień przed ceremonią wręczenia pokojowej nagrody Nobla. Placówka dyplomatyczna Ukrainy nie była adresatem wskazujących na próbę zamachu przesyłek, ale w kilkunastu innych europejskich stolicach zagrożenie okazało się prawdziwe. Zapewnienie bezpieczeństwa w trakcie tegorocznych uroczystości, to dla norweskiej policji najpoważniejsze od lat wyzwanie.
Dziś w Oslo z dziennikarzami spotkali się laureaci: kierująca kijowskim Centrum Wolności Obywatelskich Ołeksandra Matwijczuk, Jan Raczyński z rosyjskiego Memoriału i Natalla Pinczuk, żona Alesia Bialackiego, przetrzymywanego w białoruskim więzieniu. W sali konferencyjnej Norweskiego Komitetu Noblowskiego nie panowała jednak radość. Wszyscy są bowiem świadomi tragedii jakie dzieją się w krajach laureatów.
Czytaj więcej
Wszystkich laureatów tegorocznej Pokojowej Nagrody Nobla łączy odważna niezgoda na rosyjski imperializm. Nie przez przypadek zostali oni potraktowani wspólnie, choć na poziomie państw są w przeciwnych obozach.
- Według wielu powinniśmy żądać postawienia przed sądem przedstawicieli Rosji czy Białorusi. Inni uważają, że nasza działalność mogłaby być bardziej wyrazista – zaczęła Berit Reiss-Andersen, kierująca pracami Norweskiego Komitetu Noblowskiego. – Przypominam, swoim werdyktem wskazujemy liderów walki o pokój i prawa człowieka, ale naszym zadaniem jest przede wszystkim postępować zgodnie z wolą Alfreda Nobla. Dlatego nie możemy wprost wzywać do określonych działań. To właśnie reprezentowane przez laureatów wartości stanowią prawdziwą i trwałą treść pokoju - mówiła.
Jednak Lilija Honczarewicz, charge d’affaires ambasady Ukrainy w Oslo, choć docenia norweskie wyróżnienie, podkreśla, że jej kraj od pokojowej nagrody Nobla bardziej dziś potrzebuje broni, zwłaszcza przeciwlotniczej, generatorów prądu, stacji transformatorowych.