Nowa ustawa o funkcjonowaniu urzędów pracy ograniczyła grupę bezrobotnych, którzy mogą dostać wsparcie z publicznych pieniędzy. To rozwiązanie nie podoba się przedsiębiorcom, którzy przyzwyczaili się do tego, że stosunkowo łatwo jest im dostać środki na zatrudnienie wykwalifikowanych i zmotywowanych pracowników.
– Pracodawcy mają do nas o to ogromne pretensje. Regularnie robią z tego problem – mówi Jerzy Kędziora, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Chorzowie. Szacuje, że tacy przedsiębiorcy to ok. 15–20 proc. tych, którzy się do nich zwracają o dotację.
Do tej pory każdy przedsiębiorca, który chciał zatrudnić osobę zarejestrowaną, mógł starać się o dotację na utworzenie dla niej miejsca pracy lub o pieniądze na staż. Często były to osoby, które i tak chcieli zatrudnić, ale by oszczędzić, proponowali im zarejestrowanie się w pośredniaku. A potem starali się o dotacje.
Zgodnie z nowymi przepisami bezrobotni zostali sprofilowani w zależności od tego, jak bardzo byli oddaleni od rynku pracy. Do pierwszego profilu, A, trafili ci, którzy powinni sami sobie poradzić na rynku pracy. Do profilu B ci, którzy – jeśli dostaną wsparcie – w miarę szybko są w stanie wrócić na rynek pracy. Profil C to osoby, które bez solidnego wsparcia z zewnątrz nie są w stanie podjąć pracy.
– Pieniądze na zatrudnienie może dostać tylko bezrobotny z profilu drugiego. Jeśli ktoś trafił do pierwszego profilu, nie ma szans na wsparcie. Nawet wtedy, gdy sam znalazł firmę, która chciałaby go zatrudnić – mówi Jerzy Bartnicki z pośredniaka w Kwidzynie.