Pisaliśmy w czerwcu tego roku, że policja nagle uznała, że trzeba mieć pozwolenia na posiadanie m.in. rewolwerów alarmowych Zoraki K-10 i Walther P-22 strzelających gumowymi nabojami. Domagała się ścigania zarówno klientów, jak i firm sprzedających tę broń bez stosownych dokumentów.
Jednak posiadacze takiej broni mogą spać spokojnie. Jak się dowiedzieliśmy, prokuratury w Warszawie, Wrocławiu i Częstochowie umorzyły sprawy i klientów, i firm oferujących rewolwery.
– Śledztwo umorzyliśmy z braku przestępstwa – mówi Tomasz Ozimek z Prokuratury Okręgowej w Częstochowie. – Oparliśmy się na opinii biegłego, który orzekł, że nie ma tu mowy o broni palnej w rozumieniu ustawy o broni i amunicji, a więc nie potrzeba na nią pozwolenia.
W tej sprawie śląska policja chciała ścigania dwóch osób: Henryka B. i Henryka R., a także firmy Kolter, która miała handlować wspomnianymi rewolwerami wbrew koncesji. Gdy śledczy sprawę umorzyli, policja odwołała się do sądu. A ten przyznał rację prokuraturze.
Zamieszanie z bronią wzięło się stąd, że policyjne Centralne Laboratorium Kryminalistyczne w 2011 r. wydało opinię stwierdzającą, że walthery i zoraki mogą być wykorzystane jako broń palna zagrażająca życiu i zdrowiu. Trzeba więc na nie pozwoleń.