„Demograficzna wizja kraju, jaka wyłania się z najnowszej prognozy, nie jest zaskoczeniem. Czeka nas dalszy stopniowy ubytek liczby ludności i znaczące zmiany struktury według wieku" – czytamy w najnowszej prognozie ludności na lata 2014–2050 sporządzonej przez Główny Urząd Statystyczny. I choć już trochę przywykliśmy do tych kasandrycznych wizji, to dokładniejsze wczytanie się w treść dokumentu musi budzić poważny niepokój.
Zniknie sześć miast
GUS wskazuje, że w 2050 r. nad Wisłą będzie mieszkać 33,9 mln ludzi. To aż o 4,6 mln mniej niż obecnie. Trzeba sobie zatem wyobrazić, że z mapy Polski zniknie sześć największych miast – Warszawa, Kraków, Łódź, Wrocław, Poznań i Gdańsk. A trzeba pamiętać, że prognoza GUS jest sporządzona (o czym piszemy na pierwszej stronie) bez uwzględniania emigrantów. Jeśli urealnimy ją o kolejne 2 mln naszych rodaków żyjących już dziś za granicą, ubytek sięga już blisko 7 mln. To niemal 20 proc. obecnej liczby ludności.
W prognozie GUS czytamy także, że „długotrwały spadek urodzeń zapoczątkowany po 1983 r. i utrzymujące się niskie natężenie urodzeń spowodowały, że w wiek prokreacji wchodzą coraz mniej liczne roczniki. Polska znalazła się w takim momencie rozwoju demograficznego, że nawet wzrost współczynnika dzietności do poziomu gwarantującego prostą zastępowalność pokoleń w krótkim okresie nie spowoduje odwrócenia tych procesów i nie powstrzyma zmniejszania się liczby ludności".
33,9 mln Polaków będzie mieszkało nad Wisłą w 2050 r. To o 4,6 mln. mniej niż dziś
Innymi słowy, GUS wskazuje, że nawet gdyby wskaźnik dzietności (mówi, ile dzieci urodzi kobieta w wieku rozrodczym) wzrósł z obecnego poziomu 1,25 do 2,1 (co jest ogromnie trudne), to i tak liczba Polaków będzie się kurczyć.