Zabójca nosił maskę klauna

Wielu gangsterów miało interes w tym, by „Kraszan” zginął. Do dziś nikt nie złamał zmowy milczenia

Publikacja: 02.09.2012 10:00

Kiler wyjął dwa pistolety w dyskotece pełnej ludzi. Wszyscy padli na podłogę. Wypalił dwa magazynki w uciekającego Krzysztofa Sz. ps. Kraszan, bossa częstochowskiego półświatka.

Choć od tak spektakularnej zbrodni minęło 13 lat, do dzisiaj nie udało się znaleźć ani zabójcy, ani jego zleceniodawcy.

Bo śledczy i policjanci nie mają wątpliwości, że tłem zamachu były porachunki przestępcze. A samą egzekucję przeprowadził bezwzględny kiler.

Dobity na korytarzu

36-letni Krzysztof Sz. nie był tuzinkową postacią w częstochowskim świecie przestępczym. Uchodził za lidera lokalnej bandy, która współpracowała z katowickim gangiem Janusza T. ps. Krakowiak.

„Kraszan" mieszkał razem z konkubiną i synem w bloku. Para planowała otworzyć sklep z odzieżą w centrum handlowym Pasaż w al. Najświętszej Maryi Panny. Mieli tam już wynajęte stoisko handlowe.

Jak ustalili śledczy, 3 września 1999 roku razem z konkubiną oraz znajomymi – powiązanymi z lokalnymi grupami przestępczymi – Sz. przygotowywał odzież do tego sklepu. Rozpakowywał paczki z dresami, segregował je w domu i przewoził do Pasażu. Około godz. 23 zadzwonił do konkubiny, powiedział, że niedługo wróci. Wcześniej miał jeszcze spotkać się z kolegą, który pracował jako ochroniarz w dyskotece.

Około 23.45 Krzysztof Sz. podjechał pod dyskotekę Panorama przy ul. Gajcego swoim BMW. Wysiadł z auta i przed lokalem spotkał się z Piotrem U. Gdy mężczyźni zaczęli rozmawiać, z pobliskich krzaków padły dwa strzały.

Krzysztof Sz. został trafiony w łokieć oraz w okolice obojczyka. Piotr U. schował się w zaroślach, a „Kraszan" wbiegł do dyskoteki. Zabójca biegł za nim. Strzelał cały czas. Widząc, co się dzieje, przerażona kasjerka schowała się pod stół.

Na korytarzu „Kraszan" upadł na podłogę. Zabójca dobiegł do niego i strzelił mu z bliskiej odległości w głowę.

Strzały słyszała konkubina Sz. Przybiegła do dyskoteki. Widziała, jak zabójca dobijał jej partnera.

Gdy kiler zobaczył kobietę, ją także zaczął gonić. Na placu przed dyskoteką zmienił jednak plany. Zniknął między pobliskimi blokami. Z zeznań świadków wynika, że być może miał  on wspólnika, który go ubezpieczał. Ale śledczy nigdy nie mieli na to dowodów.

Konkubina Krzysztofa Sz. opisała potem policji zabójcę jako mężczyznę o wzroście 180 centymetrów, o krępej budowie ciała. Więcej szczegółów nie mogła podać, podobnie jak i inni świadkowie, bo mężczyzna miał na twarzy maskę klauna z szerokim uśmiechem i dużymi oczami, a na głowie czapkę.

– Miał też długi, ciemny płaszcz, jakby filcowy – opowiada Tomasz Ozimek z częstochowskiej Prokuratury Okręgowej.

Wyniki sekcji zwłok zmarłego były porażające. „Kraszan" został poszatkowany kulami, biegli stwierdzili w jego ciele 11 ran postrzałowych. Strzelano do niego z dwóch pistoletów,  m.in. rewolweru browninga.

W śledztwie policjanci brali pod uwagę dwie podstawowe wersje.

Według pierwszej z nich doszło do porachunków między osobami zamieszanymi w działalność firmy, która wyłudziła z banku miliony złotych. – Mogło chodzić o podział tych pieniędzy – uważa jeden ze śledczych.

Druga wersja zakładała, że motywem mogły być antagonizmy między lokalnymi grupami przestępczymi. Chodziło zwłaszcza o gang Mariusza M. znanego jako „Marcepan".

– Stosunki między nim a zabitym nie były najlepsze – mówi eufemistycznie były policjant.

Śledztwo w sprawie zbrodni umorzono w sierpniu 2000 roku.

– Ale różne czynności podejmowano wiele razy, zwłaszcza do 2005 roku. Przesłuchiwano wielu świadków, lecz spływające informacje nie były na tyle wiarygodne, by podjąć śledztwo – tłumaczy prokurator Tomasz Ozimek.

Eska i Sierioża, czyli parada oszustów

Jeszcze przed śmiercią Krzysztof Sz. został oskarżony przez prokuraturę w sprawie Eski, wspomnianej już firmy zajmującej się sprzedażą ratalną, która wyłudziła w łódzkim Powszechnym Banku Gospodarczym 5,5 mln zł.

W 1995 r. Eska sporządziła 601 umów o sprzedaży ratalnej między fikcyjnymi osobami i trzema nieistniejącymi sklepami. Kiedy raty za zamówione towary nie spłynęły do banku, jego pracownicy zawiadomili prokuraturę.

Wokół spółki zaczęła się zagęszczać atmosfera. Tym bardziej że w listopadzie 1997 roku został zamordowany jeden z kurierów spółki. Śmiertelnie pobiło go czterech gangsterów, zwłoki wrzucili do glinianki.

Wśród oskarżonych o przestępstwa gospodarcze, obok właścicieli i pracowników Eski, znalazł się właśnie Krzysztof Sz., właściciel współpracującej z Eską firmy Sierioża. Zajmowała się ona windykacją długów.

Prokurator zarzucał Krzysztofowi Sz. m.in. współudział

w wyłudzeniu pieniędzy, rozbój z użyciem niebezpiecznego narzędzia oraz dwóch pobić kurierów Eski, którzy przewozili pieniądze z łódzkiego banku.

W 2006 roku sąd skazał dwie osoby na 7,5 roku więzienia za przekręty Eski. – Nie ma wątpliwości, że wyłudzone pieniądze trafiły do gangu Janusza T. „Krakowiaka" – mówił sędzia, uzasadniając wyroki dla oskarżonych.

Marcepan – jedynka w mieście

Równie dobrze za zamachem mógł stać Marcin M., ps. Marcepan, pod koniec lat 90. określany przez miejscowych gangsterów jako „jedynka w firmie".  To on najwięcej zyskał na śmierci „Kraszana". Przejął jego interesy w półświatku.

„Marcepan" zaczynał jako ochroniarz w nocnym klubie, zdaniem prokuratury miał organizować hurtowy handel narkotykami na Śląsku. Miał też wrogów. We wrześniu 1998 roku pod siedzeniem jego czerwonego dżipa wranglera nieznani sprawcy podłożyli 300 gramów trotylu z zapalnikiem. Do eksplozji nie doszło, bo zamachowiec źle podłączył przewody.

„Marcepan" oraz jego najbliżsi współpracownicy – Sylwester W. ps. Sylwek, Piotr U. ps. Kaczka i Artur M. ps. Gulo – w 2001 roku zostali zatrzymani przez Urząd Ochrony Państwa.

W 2007 roku Sąd Apelacyjny w Katowicach skazał „Marcepana" na cztery lata i trzy miesiące więzienia oraz 6 tys. złotych grzywny. Kilku jego kompanów dostało też kilkuletnie wyroki więzienia. Mariusz M. był podejrzany m.in. o kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą o charakterze zbrojnym, handel narkotykami na dużą skalę i nielegalne posiadanie broni. Macki gangu sięgały poza granice Częstochowy, do Kielc i Katowic.

Gang działał w latach 1996–2001. Sąd opierał się na zeznaniach m.in. świadków koronnych w sprawie gangu „Krakowiaka" oraz znajomych „Marcepana". – Istniała grupa przestępcza i działała niewątpliwie do roku 1998 – przyznała sędzia Bożena Brewczyńska.

Matka chrzestna mafii

Być może w pozbyciu się „Kraszana" maczała palce wówczas niemal 50-letnia Barbara G., matka trojga dzieci, która – jak twierdzili policjanci – nosiła przy sobie pistolet i lubiła mówić o sobie matka chrzestna.

To były porachunki gangsterskie albo poszło o podział wyłudzonych milionów

Jak wspominają byli śledczy, kiedy jej podwładni znęcali się nad ofiarami, spokojnie na to patrzyła. G. była pierwszą kobietą na Śląsku, której Prokuratura Okręgowa w Katowicach zarzuciła założenie i kierowanie gangiem o charakterze zbrojnym. Ich zdaniem kierowała dziesięcioma bezwzględnymi bandziorami. – Oprócz założenia i kierowania gangiem Barbarze G. przedstawiono 31 zarzutów. Była podejrzana m.in. o nielegalne posiadanie broni, oszustwa, fałszowanie dokumentów i zlecenie włamania – wylicza były funkcjonariusz katowickiego CBŚ.

Kobieta założyła w Częstochowie biuro handlu nieruchomościami, do którego trafiali klienci z całego Śląska. Obiecywała im szybką zamianę mieszkań. Klienci wpłacali zaliczki, ale potem nie widzieli ani mieszkań, ani pieniędzy. Śledczy podejrzewali, że wyłudziła prawie pół miliona złotych.

Jej bliskim znajomym był właśnie Marcin M., ps. Marcepan. To dzięki jego pomocy skrzyknęła pod swoje skrzydła żołnierzy „Kraszana".

Po trwających  kilka lat procesach została skazana za część stawianych jej przez prokuraturę zarzutów.

Dlaczego mimo tylu tropów zabójcy z Częstochowy nie namierzono? Prokuratorzy przypominają, że sprawa dotyczy gangsterów. – Zwykle w tym środowisku mamy do czynienia ze zmową milczenia – tłumaczą swoją bezradność.

j.blikowska@rp.pl

,

m.kozubal@rp.pl

Kiler wyjął dwa pistolety w dyskotece pełnej ludzi. Wszyscy padli na podłogę. Wypalił dwa magazynki w uciekającego Krzysztofa Sz. ps. Kraszan, bossa częstochowskiego półświatka.

Choć od tak spektakularnej zbrodni minęło 13 lat, do dzisiaj nie udało się znaleźć ani zabójcy, ani jego zleceniodawcy.

Pozostało jeszcze 96% artykułu
Społeczeństwo
Nawet 27 stopni w majówkę. Ale w weekend pogoda się zmieni
Społeczeństwo
Sondaż „Rzeczpospolitej”: Kto ucieknie z kraju, gdy wybuchnie wojna
Społeczeństwo
Sondaż: Jak Polacy oceniają pontyfikat papieża Franciszka?
Społeczeństwo
Państwo w państwie. Miliony za śmieci na koszt mieszkańców gminy.
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Społeczeństwo
Kruche imperium „Królowej Zakopanego”