Relikty PRL nie do ruszenia

Pomniki wdzięczności, braterstwa broni ciągle straszą w Polsce. I wywołują niesłabnące kontrowersje.

Publikacja: 28.09.2013 02:04

W Warszawie trwa spór o tzw. czterech śpiących

W Warszawie trwa spór o tzw. czterech śpiących

Foto: Rzeczpospolita, Adam Burakowski Adam Burakowski

W całym kraju  jest ich jeszcze ponad 300. Najwięcej w zachodniej Polsce na Ziemiach Odzyskanych, gdzie komunistycznej władzy szczególnie zależało na podkreśleniu wyzwolicielskiej roli Armii Czerwonej. Największy, ponad 20-metrowy tego rodzaju obiekt, znajduje się w Stargardzie Szczecińskim.

Brak ustawy dekomunizacyjnej, której nigdy u nas nie uchwalono, mści się dziś bardzo. Usuwanie reliktów przeszłości jest trudne, chociaż wiele z nich znajduje się w fatalnym stanie technicznym, inne z kolei przez swą lokalizację przeszkadzają w rozwoju inwestycji komunalnych.

Kwestie sowieckich pomników reguluje podpisana w 1994 r. międzynarodowa dwustronna umowa z Rosją, która blokuje dziś swobodne działania w usuwaniu niechcianych monumentów. – Miejscowości, które zdążyły pozbyć się tzw. pomników wdzięczności czy symbolizujących polsko-radzieckie braterstwo broni przed podpisaniem umowy, są na wygranej pozycji – mówi Adam Siwek, naczelnik Wydziału Krajowego Rady Ochrony Pamięci Walki i Męczeństwa, która ma pod swoją pieczą cmentarze wojenne i miejsca pamięci.

Rosjanie pilnują

Strona rosyjska pilnie śledzi wszelkie inicjatywy przesuwania, usuwania czy też tylko zmian rekonstrukcyjnych dotyczących pomników żołnierzy radzieckich i natychmiast śle pisma protestacyjne. Nie reaguje natomiast, gdy Rada zgodnie z obowiązującą umową informuje rosyjską ambasadę o planach dotyczących pomników. – Milczenie uznajemy za brak sprzeciwu – wyjaśnia Adam Siwek. Czasem jednak władze samorządowe uznają, że jakiś obiekt jest na tyle atrakcyjny, iż powinien pozostać w danym miejscu. Tak jest np. w Bieszczadach. – Władze gminy Baligród, na której terenie, w miejscowości Jabłonki, znajduje się pomnik gen. Karola Świerczewskiego, są przekonane, że obiekt ten pozytywnie wpływa na rozwój gminy jako atrakcja turystyczna – mówi Adam Siwek.

Walter w ogniu

W tym roku w marcu, w rocznicę śmierci „Waltera", doszło tam jednak do ostrej wymiany zdań, a nawet szarpaniny pomiędzy protestującymi w tym miejscu młodymi ludźmi, którzy sprzeciwiali się złożeniu wieńców pod pomnikiem, a zwolennikami obchodów rocznicy śmierci Świerczewskiego.

W Polsce jest też ponad 630 cmentarzy Armii Czerwonej: od małych kwater liczących kilka grobów, po  wielkie nekropolie, gdzie leży kilka tysięcy żołnierzy. Wielkie cmentarze zakładano często w dużych miastach: we Wrocławiu znajdują się dwie takie nekropolie, w Warszawie przy ul. Żwirki i Wigury leży ponad dwa tysiące żołnierzy Armii Czerwonej. – Bardzo często cmentarze wojenne znajdują się w środku miast, sprawiają wrażenie dużych, zaprojektowanych z rozmachem parków, gdzie na pochówki wykorzystywana jest najwyżej połowa terenu. Reszta to zielone przyległości – mówi Adam Siwek.

Zwraca uwagę, że troska o te groby i cmentarze wojenne wynika z przedwojennej jeszcze ustawy z 1933 r. Nakazuje ona objęcie opieką państwa polskiego i ochronę prawną grobów wojennych, niezależnie od tego, jakiej narodowości żołnierze leżą na danym cmentarzu. – To piękne humanitarne prawo, które nie zostało zmienione i cały czas u nas obowiązuje – mówi Adam Siwek.  – Cmentarzy wojennych nikt nie narusza, nikt na nich nie protestuje. W Polsce jest duży szacunek dla grobów, dla zmarłych i poległych żołnierzy i dlatego nie podważa się konieczności zachowania cmentarzy – dodaje.

Czasami co prawda również na cmentarzach dochodzi do jakichś incydentów, ale jednak najczęściej nie na grobach, a co najwyżej na obecnych tam  pomnikach.  – To, co denerwuje społeczeństwo i przeciwko czemu jest tyle protestów, to upamiętnienia symboliczne, czyli pomniki symbolizujące obcą władzę w przestrzeni miejskiej, poza granicami cmentarzy wojennych – dodaje.

W Legnicy i Puławach

Przykładów protestów jest mnóstwo. Kilka dni temu policja w Legnicy zatrzymała 26-latka podejrzewanego o oblanie czerwoną farbą pomnika Wdzięczności dla Armii Radzieckiej.

Do „akcji pomnikowych" dochodzi w ostatnim czasie także w Puławach. Kilka tygodni temu pomnik poświęcony „bohaterom wspólnych walk o wyzwolenie Puław w 1944 r." został oblany białą farbą. Przeciwnicy tego monumentu chcą bowiem, by zniknął on z centrum miasta. Sprawców nie wykryto, bo monitoring miejski nie obejmuje terenu samego pomnika. Biała farba cały czas jest widoczna, ale niebawem będzie usunięta. Pomnik został wzniesiony przez miejską radę narodową dopiero w 1987 r.  Koszt demontażu według szacunków miasta wynosi ok. 30 tys. zł.

W tym tygodniu również w Puławach na cmentarzu wojennym na pomniku poświęconym poległym i pomordowanym w latach 1939–1945 pojawiły się rysunki i napisy nawiązujące do symboli Polski Walczącej. Ocena tego zdarzenia wywołuje emocje.– Pomnik nie ma nic wspólnego z żołnierzami radzieckimi, to raczej  postać żołnierza z matką – mówi Izabela Giedrojć, kierownik Biura Zieleni Miejskiej w Urzędzie Miejskim w Puławach. Skąd więc te napisy? Być może pewnym tropem w badaniu sprawy może być tablica znajdująca się przed wejściem na cmentarz. Są na niej wypisane formacje, z których pochodzą pochowani tu żołnierze. Wśród tych formacji nie ma oddziałów żołnierzy wyklętych. – Zwróciliśmy się do Rady Ochrony Pamięci Walki i Męczeństwa z pytaniem, czy możemy do tablicy dołączyć powojennych partyzantów z AK – mówi Giedrojć. – Odpisano nam, że w tym miejscu na pewno oni nie spoczywają – dodaje. Prawdopodobnie są  pochowani w zbiorowej mogile na sąsiadującym cmentarzu parafialnym.

Nie zawsze  jednak w proteście przeciwko niechcianym pomnikom dochodzi do jakichś zniszczeń.  15 sierpnia kolumny pomnika Wdzięczności Armii Czerwonej w Olsztynie owinięto biało-czerwoną flagą.

W ostatnią  niedzielę w Warszawie pomnik Wdzięczności Armii Radzieckiej, usytuowany w parku Skaryszewskim, został zasłonięty ciemną folią, a demonstrujący trzymali w rękach duży rysunek przedstawiający znak równości pomiędzy swastyką a znakiem sierpa i młota.

Śpiący mają trafić na cmentarz

W Warszawie główna batalia toczy się jednak o tzw. pomnik czterech śpiących, czyli pomnik Braterstwa Broni. Przez kilkadziesiąt lat stał na skrzyżowaniu dzisiejszej al. Solidarności (przed zmianą noszącej nazwę gen. Świerczewskiego) i ul. Targowej na warszawskiej Pradze. Został zdemontowany dwa lata temu z powodu budowy II odcinka warszawskiego metra. Teraz jest w konserwacji, ale czy wróci w to samo miejsce, czy raczej zostanie przeniesiony na cmentarz Żołnierzy Radzieckiej – jeszcze nie jest ustalone. Zdaniem części mieszkańców, radnych oraz wielu organizacji patriotycznych pomnik nie może wrócić na warszawską Pragę. – Powinien zostać przeniesiony na cmentarz przy ul. Żwirki i Wigury – piszą autorzy apelu do władz miasta. Jednak decyzję o zmianie może podjąć Rada Warszawy, a ta wcześniej ustaliła, że „czterej śpiący" wrócą na Pragę.

Ostatnio pojawił się  też pomysł, by ten niechciany monument został zastąpiony przez pomnik bohatera Polskiego Państwa Podziemnego – rotmistrza Witolda Pileckiego. Czy to dobry pomysł? Raczej nie, choćby z tego powodu, że rodzina rotmistrza może sobie tego nie życzyć. Pomysłodawcami ufundowania pomnika  Pileckiego jest stowarzyszenie Młodzi dla Polski oraz portal Red is Bad. Władze stolicy zadeklarowały już, że sfinansują to przedsięwzięcie.

Rosjanie razem z Polakami

Wszędzie tam, gdzie udaje się doprowadzić do pochówków konkretnych osób, a w ostatnim czasie dzięki badaniom genetycznym nawet do imiennej identyfikacji zmarłych jeńców czy żołnierzy sowieckich, można mówić o prawdziwej, a nie udawanej  współpracy polsko-rosyjskiej.

Takim przykładem jest praca polskich i rosyjskich archeologów, antropologów i genetyków przy identyfikacji żołnierzy Armii Czerwonej wziętych do niewoli przez armię niemiecką w czasie II wojny światowej pod Drawskiem w woj. zachodniopomorskim.

– W trakcie prowadzonych poszukiwań odnaleziono nieznane miejsce pochówku 10 radzieckich jeńców wojennych. Przeprowadzone badania historyczne, antropologiczne i genetyczne pozwoliły na identyfikację dziewięciu z nich, w tym dwóch przy użyciu badań DNA – mówi dr Andrzej Ossowski z Zakładu Medycyny Sądowej Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie. Przypomina, że jeszcze niedawno Rosjanie mieli inne niż dziś podejście do swoich jeńców. – Teraz strona rosyjska nam pomagała, bo traktuje jeńców tak jak poległych żołnierzy – dodaje.

Również Adam Siwek z Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa zwraca uwagę, że mimo iż największe cmentarze, na których pochowani są żołnierze Armii Czerwonej, to cmentarze jenieckie, dopiero od kilku lat  można mówić o zainteresowaniu strony rosyjskiej tymi nekropoliami.

Efektem prac ekshumacyjno-identyfikacyjnych pod Drawskiem był przyjazd rodzin jeńców na uroczysty pochówek i odsłonięcie pomnika – kamienia polnego z tablicą  upamiętniającą to wydarzenie.

W całym kraju  jest ich jeszcze ponad 300. Najwięcej w zachodniej Polsce na Ziemiach Odzyskanych, gdzie komunistycznej władzy szczególnie zależało na podkreśleniu wyzwolicielskiej roli Armii Czerwonej. Największy, ponad 20-metrowy tego rodzaju obiekt, znajduje się w Stargardzie Szczecińskim.

Brak ustawy dekomunizacyjnej, której nigdy u nas nie uchwalono, mści się dziś bardzo. Usuwanie reliktów przeszłości jest trudne, chociaż wiele z nich znajduje się w fatalnym stanie technicznym, inne z kolei przez swą lokalizację przeszkadzają w rozwoju inwestycji komunalnych.

Pozostało 94% artykułu
Społeczeństwo
Co 16. dziecko, które rodzi się w Polsce, jest cudzoziemcem. Chodzi o komfort życia?
Społeczeństwo
Niemcy: Polka i jej syn z zarzutami za przemyt migrantów
Społeczeństwo
Młody kierowca upilnuje 17-latka na drodze? Wątpliwe, sam lubi przycisnąć gaz
Społeczeństwo
Czy oprawcy z KL Dachau wciąż żyją? IPN zakończył śledztwo
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Społeczeństwo
Załamanie pogody: W tych miejscach dziś i jutro spadnie śnieg. IMGW ostrzega