Mundury skradziono z magazynów Oddziału Zabezpieczania Żandarmerii Wojskowej w Warszawie i Centrum Szkolenia Żandarmerii w Mińsku Mazowieckim. Sprawa jest dosyć tajemnicza. – Proszę dzwonić do prokuratury. Nie mam w tej sprawie nic do powiedzenia – mówi ppłk Marcin Wiącek, rzecznik komendanta głównego ŻW.
Śledztwo w sprawie kradzieży mundurów od 12 kwietnia prowadzi Prokuratura Garnizonowa w Warszawie. Ale i tam trudno się czegokolwiek dowiedzieć. – Dla dobra śledztwa mogę tylko potwierdzić, że podoficerowi Żandarmerii Wojskowej przedstawiliśmy zarzuty przywłaszczenia mienia o wartości nie mniejszej niż 300 tys. zł – mówi prokurator mjr Jarosław Kałużny.
„Rz" udało się ustalić, że braki w magazynach Żandarmeria Wojskowa wykryła 12 kwietnia. Wtedy też zatrzymano podoficera, który pełnił służbę na zmianę w magazynach w Warszawie i w Mińsku Mazowieckim. Ze wstępnych wyliczeń wynika, że z obu jednostek zniknęło przynajmniej 300 sztuk kompletnego umundurowania. Co ciekawe, jak twierdzą nasi rozmówcy, sprawę wykryto przypadkowo. – Nikt nie miał bladego pojęcia, że w magazynach są takie braki. To, że nie ma mundurów, wyszło na jaw, kiedy część z nich miała być wymieniana – opowiada nasz informator.
Nie wiadomo, ile osób zamieszanych jest w kradzież. Na razie zatrzymano jednego żołnierza
– Jest to o tyle zagadkowe, że w magazynach prowadzona jest co jakiś czas inwentaryzacja. Żaden dokument nie wskazywał jednak braków.