Wcześniejszy termin, tak często wskazywany przez stronę rządową, czyli 28 czerwca, byłby raczej zbyt wczesny, gdyż blokuje go np. 55-dniowy termin (licząc do głosowania) z kodeksu wyborczego na zgłoszenie komitetów wyborczych.
Odsuwając publikację uchwały PKW, strona rządowa przesuwa 14-dniowy termin, w którym marszałek ma zarządzić ponowne wybory, ale odsuwa też dzień głosowania, czego PiS wyraźnie chce uniknąć. Liczy zatem na poluzowanie kalendarza wyborczego na postawie ustawy leżącej w Senacie.
Senat ma na jej rozpatrzenie formalnie czas do 12 czerwca. Marszałek Witek nawet następnego dnia po ogłoszeniu ustawy może zarządzić wybory, mocno przy tym skracając kalendarz wyborczy. Oddawanie głosów w pierwszej turze mogłoby nastąpić pod koniec lipca.
Artykuł 15 najnowszej ustawy pozwala marszałek Sejmu, po zasięgnięciu opinii PKW, w postanowieniu o zarządzeniu wyborów określić dni, w których upływają terminy wykonania czynności wyborczych z uwzględnieniem skrócenia kalendarza maksymalnie do 60 dni.
Krótsze terminy uderzą w nowe komitety, gdyż rejestracje i zebrane podpisy tych, które już brały udział w tegorocznych wyborach, będą honorowane przez PKW. Szybsze działanie Senatu, dodatkowe dwa tygodnie dałyby kalendarzowi wyborczemu i samym wyborom pewien oddech.
Dodajmy, że czekająca w Senacie ustawa skraca terminy sądowej kontroli wyborów: protesty przeciwko wyborowi prezydenta będzie można wnieść do SN nie później niż w ciągu trzech dni od podania wyników wyborów (było 14) , a uchwałę w sprawie ważności wyborów SN ma podjąć w ciągu 14 dni od podania wyników – było 30 dni.