W sobotę nad ranem Sejm uchwalił zmiany w kodeksie wyborczym. Rozszerzył możliwość głosowania korespondencyjnego w wyborach prezydenckich. Sprawa wywołuje mnóstwo kontrowersji. Jak z tym głosowaniem korespondencyjnym w Polsce jest?
Pomysł wprowadzenia głosowania korespondencyjnego pojawił się pod koniec pierwszej dekady tego wieku. Była to jedna z form ułatwiających korzystanie z przysługującego obywatelowi prawa wyborczego. Wzmacniała zasadę powszechności głosowania, miała poprawić frekwencję wyborczą, która w Polsce jest stosunkowo niska. Takie było uzasadnienie wprowadzenia tego rozwiązania. Jeśli chodzi o inne państwa, to głosowanie korespondencyjne jest popularne, np. w USA. W pierwotnej wersji kodeksu wyborczego uchwalonego w 2011 r. przewidziano głosowanie korespondencyjne dla dwóch kategorii wyborców: przebywających za granicą oraz osób z niepełnosprawnością. Następnie w 2014 r. przeprowadzono nowelizację tego kodeksu, w której ustawodawca poszedł, tak to określę, "na całość". Wprowadzono wtedy głosowanie korespondencyjne bez żadnych ograniczeń. Oznaczało to, że każdy obywatel posiadający prawo wyborcze mógł zgłosić wolę takiego głosowania i otrzymać pakiet do głosowania korespondencyjnego, umożliwiający wypełnienie karty do głosowania w domu.
I to zadziałało w praktyce?
W 2015 r. w wyborach prezydenckich, w pierwszej turze, organy wyborcze wydały ok. 57 tys. pakietów do głosowania. Do obwodowych komisji wyborczych zwróciło je, czyli zagłosowało w ten sposób, około 40 tys. wyborców.