2017 ROK
Radykalne zmiany w Sądzie Najwyższym zapowiedział prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński niemal dokładnie rok temu, w połowie 2017 r., kiedy już przygasał trwający od jesieni 2015 ponadroczny spór o sprawowanie kontroli w Trybunale Konstytucyjnym, w którym większość uzyskali sędziowie ze wskazania PiS.
Pojawiły się jednak wtedy drażliwe wypowiedzi o rozproszonej kontroli konstytucyjnej w wykonaniu sądów powszechnych. W szczególności, aby Sąd Najwyższy niejako zastąpił Trybunał Konstytucyjny.
Czytaj także: Sąd Najwyższy: Iwulski za Gersdorf
12 lipca. Tego dnia wpływa niespodziewanie do Sejmu projekt ustawy o Sądzie Najwyższym, formalnie autorstwa posłów PiS, ale wspierany przez Ministerstwo Sprawiedliwości, który przewidywał natychmiastowe przeniesienia sędziów SN, a było ich wtedy ponad 80, w stan spoczynku. Przyznawał też ministrowi sprawiedliwości prawo pozostawienia nielicznej grupy sędziów do orzekania, chociaż przewidywano ograniczenie roli SN. Gdyby I prezes SN Małgorzata Gersdorf przeszła w stan spoczynku (a to raczej przewidywano), obowiązki te pełnić miał, do czasu powołania nowego I prezesa, sędzia wskazany przez ministra sprawiedliwości.
Projekt spotkał się oczywiście z ostrą krytyką ze strony opozycji. Małgorzata Gersdorf powiedziała: – SN staje się sądem przy ministrze sprawiedliwości, co wykracza poza trójpodział władzy. Później wielokrotnie wskazywała, że sedno zmian sprowadza się do wymiany części sędziów, swego rodzaju czystki, pod szyldem skrócenia wieku emerytalnego sędziów z 70 do 65 lat.