Została pani właśnie wezwana przez rzecznika dyscyplinarnego sędziów sądów powszechnych do złożenia wyjaśnień. Nie pierwszy raz. Tym razem powodem był eksces orzeczniczy, jakiego miała się pani dopuścić. O co chodzi?
Ewa Maciejewska: Chodzi o zadanie pytania prejudycjalnego w sprawie, którą prowadziłam jednoosobowo, do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Przedmiot wyjaśnień został zresztą sformułowany dość zabawnie. Mój „możliwy eksces orzeczniczy" ma polegać na „spowodowaniu zwrócenia się przez Sąd Okręgowy w Łodzi z pytaniem prejudycjalnym wbrew warunkom z art. 267 traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej". Czyli spowodowałam, że sąd w mojej osobie takie pytanie zadał. Do tego naruszyłam przepis, który stanowi, że w razie wątpliwości co do zgodności prawa krajowego z unijnym sądy takie pytania mogą zadawać.
Już raz stawała pani przed rzecznikiem w Warszawie.
Tak, we wrześniu, w tej samej sprawie. Wtedy jednak byłam przesłuchiwana jako świadek na okoliczność „ograniczania niezawisłości orzeczniczej przewodniczącej składu orzekającego w sprawie IC 205/17 z powództwa Miasta Łowicz przeciwko Skarbowi Państwa reprezentowanemu przez Wojewodę Łódzkiego o zapłatę". Wówczas jednak rzecznik podejrzewał, że ktoś trzeci naruszył moją niezawisłość jako przewodniczącej jednoosobowego składu, a teraz podejrzewa, że to ja sama wpłynęłam na Sąd Okręgowy w Łodzi w mojej osobie.
O co pytano we wrześniu?