Pod Pinakoteką — w sąsiedztwie kościoła św. Magdaleny – stoją długie kolejki. To hit sezonu, mimo że, zgodnie z tytułem ekspozycji „Munch albo Anty-Krzyk”, nie ma na niej najgłośniejszego obrazu artysty. Organizatorzy tłumaczą, że nie wystawiają „Krzyku” (1893), by nie sprowadzać bogatego dorobku Muncha do jednego dzieła. Nie do końca można się z tym zgodzić, bo jednak „Krzyk” jest kwintesencją ekspresjonizmu i uniwersalnym znakiem nadciągającego XX wieku.
Na szczęście, twórcy pokazu rekompensują ten brak innymi ekspresyjnymi pracami Muncha, zwłaszcza serią grafik „Madonna” (1895-1902) i „Samotni” (1899-1906). Pierwsza, ze słynnym aktem kobiety w stanie miłosnej ekstazy graniczącej ze śmiercią, szokowała współczesnych. Tym bardziej, że w niektórych wersjach artysta wkomponował w „ramę” inne mocne symbole, np. wizerunki martwego embrionu.
Muncha obsesyjnie prześladowała świadomość cienkiej granicy między życiem a śmiercią. Miały na to wpływ jego osobiste przeżycia. W 1863 roku, gdy miał pięć lat, stracił matkę, a w niespełna dziesięć lat później - siostrę Sophie. Stany melancholii i depresji nie opuszczały go od młodości do końca życia. W pełni je wyraża je mroczna litografia „Autoportret z ręką szkieletu” (1895).
Natomiast erotyka była dla Muncha źródłem fascynacji i lęku. Burzliwy związek z Tullą Larsen (wielokrotnie przez artystę portretowaną, m.in. w miłosnej scenie, w której kobieta przemienia się w wampira) zakończył się jej próbą samobójczą i zerwaniem. „Samotni” czerpią wprost z doświadczeń malarza, mówiąc o namiętności i niemożliwości porozumienia między kobietą i mężczyzną.
Droga do sławy Muncha była wyboista. Krytycy zarzucali mu wulgarność tematów i określali jego obrazy jako „niedbałe bazgroły”. Wiele wystaw Muncha otaczała aura skandalu. Pokaz w Berlinie w 1893 zamknięto pięć dni po otwarciu. Więcej zrozumienia znalazł wówczas Munch w kręgu berlińskiej bohemy, wśród której był Stanisław Przybyszewski i August Strindberg.