Wprowadzone przez poprzednią ekipę rządzącą – jak to często bywa, w reakcji na bulwersujący opinię publiczną tragiczny wypadek – przepisy o konfiskacie aut sprawcom przestępstw drogowych od początku budziły liczne zastrzeżenia, w tym o charakterze konstytucyjnym. Bo m.in. ograniczały luz decyzyjny sądów, przewidując obligatoryjność sankcji (w postaci konfiskaty pojazdu lub jego równowartości) i stawiały w lepszej pozycji kierowców, którzy jechali autem stosunkowo tanim lub cudzym.
Obecny resort sprawiedliwości postanowił choć częściowo uzdrowić tę sytuację. Stąd propozycja, by alternatywą dla przepadku pojazdu była nawiązka na rzecz Skarbu Państwa w wysokości od 5 tys. do 100 tys. zł. Problem jest z konstrukcją przepisów, które zawiera projekt skierowanej do konsultacji noweli. Jak analizował w ubiegłym tygodniu na łamach „Rzeczpospolitej” Piotr Szymaniak i cytowani przez niego eksperci, jeśli wejdzie ona w życie w proponowanym kształcie, sprawcy przestępstw drogowych, którzy nie są samoistnymi posiadaczami pojazdu, będą podwójnie faworyzowani. Mogą uniknąć nawiązki, a nawet jeśli sąd ją zastosuje, to w dopasowanej wysokości. W praktyce konfiskaty nie muszą się obawiać właściciele co najmniej 15 mln aut.
Czytaj więcej
Sprawcy przestępstw drogowych, którzy nie są samoistnymi posiadaczami pojazdu, będą podwójnie faw...
Arkadiusz Myrcha, wiceminister sprawiedliwości, przyznał w rozmowie z „Rz”, że sytuacja, w której przepadek pojazdu jest obligatoryjny, a orzekana w zastępstwie nawiązka fakultatywna, rzeczywiście może budzić wątpliwość i „nie taka była intencja projektodawców”.
Czyli jak nic szykują się kolejne zmiany mające „poprawić” konfiskatę. Cóż, obiecujemy się dokładnie wczytać w projekt...