Marcin Sala-Szczypiński: Fasadowa demokracja u radców

To prawda, władze samorządu radców prawnych lubią ciszę i unikają niewygodnych pytań, a karty są z góry rozdane.

Publikacja: 04.12.2024 05:50

Marcin Sala-Szczypiński: Fasadowa demokracja u radców

Foto: Adobe Stock

W połowie listopada odbył się Krajowy Zjazd Radców Prawnych, na którym zostały wybrane władze samorządowe kolejnej kadencji. To „święto demokracji” nie miało jednak w moim przekonaniu wiele wspólnego z demokracją, a tym bardziej jej świętem. Stanowiło w istocie element umacniania samorządowej oligarchii i dyktatury.

Na wstępie jedno zastrzeżenie i antycypująco odpowiedź na potencjalny zarzut: tak, byłem jednym z czterech kontrkandydatów urzędującego prezesa, tak, uzyskałem mało głosów. Takiego wyniku głosowania się jednak spodziewałem, i niniejszy tekst nie jest przejawem rozgoryczenia wynikiem, ale smutną refleksją nad stanem samorządowej demokracji i postaw samorządowych działaczy, którą prezentuję publicznie od czasu Nadzwyczajnego Krajowego Zjazdu Radców Prawnych z 2022 r., na którym nie podjęto dyskusji, bo nie przyjęto porządku obrad. Moje przewidywania rozwoju sytuacji sprawdziły się. Niestety.

Czytaj więcej

Ewa Szadkowska: Władza? To nie dla kobiety

Koncesjonowana demokracja

A bezpośrednim impulsem do tej refleksji był tekst redaktor Ewy Szadkowskiej „Ta okropna radcowska cisza” („Rzeczpospolita” z 20 listopada 2024 r.) i poruszona w nim kwestia odrzucenia wniosku o debatę kandydatów na prezesa oraz zwyczaj wykładania na stół „z góry rozdanych kart”. To prawda, władze samorządu lubią ciszę i unikają niewygodnych pytań, a karty są z góry rozdane.

Czemu tak twierdzę? Na spotkaniu delegatów z izby krakowskiej nowo wybrany dziekan oświadczył, iż jest po rozmowach z pewnym reelekcji dotychczasowym prezesem, a konkluzją jest ustalenie, iż delegaci z Krakowa nie powinni głosować na kandydata z Krakowa, jeśli chcą dostać się do Krajowej Rady. Wybory są tajne, ale liczba oddanych głosów będzie wskazaniem, kto jak głosował, i w razie głosowania na kandydata z Krakowa delegatów tej izby czeka taki los jak przedstawicieli izby lubelskiej w poprzedniej kadencji: żaden nie przejdzie do Rady w wyborach na zjeździe. Taka „koncesjonowana” demokracja…

Na tym w zasadzie można zamknąć dyskusję o stanie samorządowej demokracji, którą trafnie ocenia red. Szadkowska, pisząc o z góry rozdanych kartach. Moja ocena postawy delegatów z Krakowa, przyjmujących takie warunki, moich bliskich współpracowników, po ośmiu latach pełnienia funkcji dziekana, owocnych i dobrze ocenianych (mówię to z przekonaniem, kierując się głosami radców niebędących działaczami samorządowymi), jest jednoznaczna. Ale nikogo ona nie obchodzi, więc przejdźmy do rzeczy, które bardziej dotyczą naszej wspólnoty – jak taka sytuacja jest możliwa w samorządzie zawodu zaufania publicznego i do czego może doprowadzić.

Możliwa jest ze względu na system wyborczy obowiązujący w samorządzie radców prawnych – wyborów do organów dokonują delegaci wybrani na zebraniach rejonowych, w żaden sposób niezwiązani formalnie wolą swoich wyborców. Delegaci stanowią małą grupę osób, które w znacznej części same kandydują do określonych organów. Grupę, do której stosunkowo łatwo dotrzeć, i której można przedstawić argumentację perswazyjną – głosuj zgodnie z wytycznymi, a jeśli nie, to sam przepadniesz w wyborach… I nic ci z samorządowego tortu funkcji i ryczałtów nie przypadnie. Nie każdy oprze się takim argumentom.

Grunt to frekwencja

Warto też zauważyć, iż w tym systemie wybory nie są materialnie proporcjonalne. Ilość delegatów na krajowy zjazd przypada na Izby stosownie do ich wielkości. Przy różnicach we frekwencji na zebraniach wybierających delegatów w poszczególnych Izbach z małej Izby kilku delegatów może zostać wybranych paroma tysiącami głosów (bo frekwencja była wysoka), a z dużej na kilkudziesięciu kandydatów zagłosuje podobna ilość radców (przy małej frekwencji). To trochę tak jak z głosami obywatelskimi i elektorskimi w Stanach Zjednoczonych. Przeciwieństwem wyborów przeprowadzanych przez delegatów są wybory powszechne i bezpośrednie, w których mogą głosować wszyscy członkowie samorządu. Bardzo często odnośnie do wyborów powszechnych podnosi się zarzut podatności na populizm. Ponieważ jako remedium zazwyczaj wskazywany jest cenzus wykształcenia i wieku, przyjąć można, że problem ten nie dotyczy samorządu radców prawnych. Mniej groźna moim zdaniem jest obawa przed populizmem niż obawa przed wspomnianą „argumentacją perswazyjną” kierowaną bezpośrednio do delegatów zainteresowanych objęciem funkcji.

Czy coś się zmieni?

Czemu władze samorządowe unikają powszechnej dyskusji? Dyskusja i argumenty prezentowane na zjeździe trafią do grupy delegatów już zdecydowanych na konkretny wybór po rozdaniu kart, zaś powszechna debata wywołałaby niepotrzebne komentarze, dyskusje, niewygodne pytania. Po co zaprzątać tym głowę radcom niebędącym działaczami? Kpiną jest argument użyty przeciw wnioskowi o publiczną debatę kandydatów, iż taka przedwyborcza debata w siedzibie KIRP oznaczałaby zaangażowanie zasobów KIRP do celów kampanijnych. A jak ocenić spotkanie ustępującego prezesa z nowo wybranymi dziekanami, zorganizowane z pompą na parę tygodni przed wyborami? Skojarzenie z piknikiem 800+ nasuwa sią samo.

Taki system prowadzi za parawanem demokracji do powstawania (według mnie już umacniania) samorządowej dyktatury i oligarchii.

Czy coś się zmieni? Bez zmiany systemu wyborczego lub ludzkiej natury nic. Nie zmieni się też to, że z łatką czy to sygnalisty, czy to dysydenta będę nadal komentował poczynania działaczy samorządowych. A co do ostatnich wyborów, za sukces poczytuję, że aż cztery osoby (kandydaci na funkcję prezesa) zdecydowały się wyrazić sprzeciw wobec dotychczasowego sposobu działania władz samorządowych. To pierwszy krok do zmiany, bo z każdej trawy kiedyś może być mleko. Ktoś złośliwy mógłby dodać: gadaj zdrów, na razie jest śmietanka dla tłustych kotów…

A ja jednak wierzę, że kropla drąży skałę. Lub beton.

Autor jest radcą prawnym, dr. nauk prawnych, wieloletnim dziekanem OIRP Kraków, kandydatem na prezesa KRRP w ostatnich wyborach

W połowie listopada odbył się Krajowy Zjazd Radców Prawnych, na którym zostały wybrane władze samorządowe kolejnej kadencji. To „święto demokracji” nie miało jednak w moim przekonaniu wiele wspólnego z demokracją, a tym bardziej jej świętem. Stanowiło w istocie element umacniania samorządowej oligarchii i dyktatury.

Na wstępie jedno zastrzeżenie i antycypująco odpowiedź na potencjalny zarzut: tak, byłem jednym z czterech kontrkandydatów urzędującego prezesa, tak, uzyskałem mało głosów. Takiego wyniku głosowania się jednak spodziewałem, i niniejszy tekst nie jest przejawem rozgoryczenia wynikiem, ale smutną refleksją nad stanem samorządowej demokracji i postaw samorządowych działaczy, którą prezentuję publicznie od czasu Nadzwyczajnego Krajowego Zjazdu Radców Prawnych z 2022 r., na którym nie podjęto dyskusji, bo nie przyjęto porządku obrad. Moje przewidywania rozwoju sytuacji sprawdziły się. Niestety.

Pozostało 85% artykułu
Rzecz o prawie
Ewa Szadkowska: Władza? To nie dla kobiety
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Kara za „otyłego synusia”
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Święta z odrobiną świętości
Rzecz o prawie
Anna Nowacka-Isaksson: Debata o szybkich rozwodach
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Rzecz o prawie
Robert Damski: List do Świętego Mikołaja
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska