Co szósty z polskich pracowników uczestniczących w niedawnym badaniu agencji Procontent Communication przyznał, że doświadczył w miejscu pracy konfliktu na tle kulturowym. Wraz z rosnącą liczbą obcokrajowców zatrudnionych w polskich firmach takich deklaracji będzie przybywać, tym bardziej że prawie ośmiu na dziesięciu ankietowanych twierdzi, że ich pracodawca nie prowadzi żadnych działań w zakresie edukacji na temat różnic kulturowych albo on sam o takich działaniach nie wie. Polscy pracownicy więc często są zdani na intuicję i własne doświadczenia międzykulturowe zdobyte podczas zagranicznych podróży czy saksów.
Masa krytyczna
Jak zwraca uwagę Iwona Kubicz, prezes Procontent Communication, różnorodność kulturowa jest w polskich firmach nowym zjawiskiem. Do niedawna ograniczała się do spółek zachodnich korporacji, choć i tam nie ma już tak dużego znaczenia jak w latach 90., gdy zjeżdżali do nas masowo tzw. ekspaci, czyli specjaliści i menedżerowie z zagranicy. Dzisiaj w spółkach globalnych koncernów dominuje krajowa kadra, a na różnice kulturowe zwracają uwagę ci pracownicy, którzy jeżdżą do zagranicznej centrali albo inwestują w swoją międzynarodową karierę.
Natomiast w ubiegłym roku kwestia zarządzania i komunikacji międzykulturowej wypłynęła tam, gdzie do niedawna nikt nie zwracał na nią uwagi – przy taśmach w fabrykach i w magazynach, gdzie wśród pracowników szybko rośnie udział obcokrajowców. I to nie tylko Ukraińców czy Białorusinów, ale także imigrantów z Indii, Nepalu czy Bangladeszu.
Czytaj także: Sieć restauracji zapłaci swoim pracownikom za wniosek o kartę rezydenta