Dokładna analiza wyników pierwszej tury wyborów prezydenckich pozwala zobrazować obecną sytuację dwóch największych partii politycznych. Oficjalne dane podane przez Państwową Komisję Wyborczą we wtorek tuż po północy zestawiliśmy z wynikami wyborów od 2005 r.
Od tego czasu PO i PiS toczą ze sobą zacięte boje. Wzięliśmy pod uwagę tylko wybory do parlamentu (25 września 2005 r. i 21 października 2007 r.) oraz prezydenckie (9 i 23 października 2005 r. oraz 30 czerwca i 4 lipca 2010 r.), bo samorządowe mają inną specyfikę, a europejskie nieporównywalnie niższą frekwencję.
Główny wniosek to spadek temperatury sporu politycznego. Albo konflikt PO i PiS nie rozgrzewa już tak Polaków, by zmuszać ich do aktywności wyborczej, albo nie chcą już oni brać w nim udziału. Frekwencja w wyborach i udział wyborców PO i PiS w ogólnej liczbie głosujących są dużo niższe niż w latach 2007–2010. Frekwencja w pierwszej turze na poziomie 49 proc. (15 mln głosujących) była nie tylko niższa niż w pierwszej turze wyborów prezydenckich w 2010 r. (54,9 proc. – 16,9 mln głosujących), ale również ustępowała tej z przedterminowych wyborów do Sejmu w 2007 r. (53,9 proc. – 16 mln).
Zaangażowanie Polaków w pierwszej turze obecnych wyborów można porównać do pierwszej tury z roku 2005. W minioną niedzielę poszło głosować ok. 15 mln osób. Dziesięć lat temu głosowało 14,9 mln wyborców.
W drugiej turze – zarówno w 2005, jak i 2010 roku – frekwencja była nieco wyższa. Dziesięć lat temu po dwóch tygodniach przybyło ok. 400 tys. głosujących (wzrost z 14,9 do 15,3 mln), a w 2010 r. zaledwie 100 tys. (wzrost z 16,9 do 17 mln), ale w szczególnych okolicznościach po katastrofie smoleńskiej mobilizacja elektoratu była od początku nadzwyczajna.