Prekiel: Czas na panią prezydent. Lewica może mieć idealną kandydatkę

Zbliżające się wybory będą szczególnie ważne dla Lewicy. Agnieszka Dziemianowicz-Bąk wydaje się być idealną kandydatką. Jest relatywnie młoda, świetnie wypada w mediach, jest zawsze świetnie przygotowana, merytoryczna i sypiąca danymi niczym Janusz Piechociński tweetami.

Publikacja: 14.08.2024 04:30

Ministra pracy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk stara się poprawić sytuację Lewicy w rządzie

Ministra pracy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk stara się poprawić sytuację Lewicy w rządzie

Foto: PAP/Leszek Szymański

Chociaż wybory prezydenckie odbędą się na wiosnę 2025 roku, wszystkie partie polityczne zmierzają do wyłonienia ze swych szeregów najlepszych kandydatów i kandydatki. Zapewne jesienią poznamy już wszystkie nazwiska. Wydaje się, że jedyną kandydatką Lewicy, która mogłaby powalczyć o przyzwoity wynik całej formacji, jest obecna szefowa resortu rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. Od niemal dwóch dekad prezydentem zostaje ktoś z PiS lub PO. Wyrosło już w zasadzie pokolenie ludzi, którzy polską politykę kojarzą wyłącznie poprzez pryzmat konfliktu, który koncentruje na sobie uwagę wszystkich. Ten konflikt, niekiedy sztucznie nadmuchiwany i skrupulatnie podtrzymywany przez obie partie, jest destrukcyjny i niesłużący niczemu.

Widzimy to chociażby w badaniach dotyczących zaufania. Komu dziś bowiem ufamy? Obserwujemy olbrzymi deficyt zaufania w życiu publicznym, a bez tego nie da się zbudować zarówno społeczeństwa obywatelskiego, zdrowych relacji rodzinnych, jak i społecznych. Przyszłoroczne wybory prezydenckie będą zapewne po raz kolejny festiwalem, igrzyskami, a na końcu wyborem mniejszego zła, czyli czymś, czym kierujemy się najczęściej w drugiej turze wyborczej.

Czytaj więcej

Michał Kolanko: Dlaczego sondaże prezydenckie publikowane dziś realnie się nie liczą?

Sukces w wyborach prezydenckich, nawet jeśli ostatecznie ich się nie wygra, może okazać się olbrzymim sukcesem. Przykłady Pawła Kukiza i Szymona Hołowni są tego najlepszym przykładem. Lewica, która w ostatnich wyborach prezydenckich ponosiła klęski, musi postawić na kogoś, kto zbudza zaufanie, ma własny kręgosłup, świetnie wypada w debatach i może pochwalić się już jakimś dorobkiem. Wydaje się, że murowaną kandydatką będzie minister Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, która niczym Irena Kosmowska walczy jak lwica o lewicowe postulaty, i co ważne, osiąga w tym zakresie spore sukcesy.

Dwie klęski Lewicy w wyborach

W 2015 roku kandydatką SLD była co prawda kobieta, ale pojawiła się w zasadzie znikąd. Magdalena Ogórek była nikomu nieznaną działaczką lewicy, choć później mocno podkreślała, będąc już gwiazdą TVP, że nie ma z nią nic wspólnego. To odcinanie się od własnego zaplecza, wyborców i programu spowodowało, że jej wynik 2,38 proc. uznano słusznie za klęskę nie tylko jej samej, ale całej formacji. Kilka miesięcy później Sojusz wypadł na cztery lata z Sejmu, torując Zjednoczonej Prawicy zwycięstwo wyborcze. Magdalena Ogórek stała się synonimem niemal zdrajczyni, która przeszła na drugą stronę, ale taką decyzję podjęli działacze i działaczki na posiedzeniu Zarządu Krajowego. Wydawało się, że po takim kompromitującym wyniku następna próba wyborcza nie może być gorsza. Okazało się po raz kolejny, że w polskiej polityce wszystko jest możliwe, a wyborcy lewicy nie mają klapek na oczach i co ważne, pamięć mają doskonała.

Czytaj więcej

Krzysztof Bosak: Tusk może chcieć rewanżu, a PiS nie ma drugiego Dudy

Jeszcze gorszy wynik wyborczy osiągnął współprzewodniczący Nowej Lewicy Robert Biedroń, poseł do Parlamentu Europejskiego, który w niemrawej kampanii osiągnął 2,22 proc. głosów. Był to szok tym większy, że Biedroń w porównaniu z kandydatką SLD nie był nikim spoza polityki, był już parlamentarzystą, posłem do PE, byłym prezydentem Słupska, medialną gwiazdą. Lewica po raz kolejny postawiła na złe i znaczone karty, a talia, jak to najczęściej bywa, sprzyja tym, którzy grać potrafią.

Rola trzeciego w polskiej polityce

W bipolarnej polityce, gdzie dominują dwie wielkie formacje, przebić się z własnym przekazem jest trudno. Tym bardziej gdy propaguje się lewicowy przekaz, który w Polsce, mimo deklaracji, nie znajduje zwolenników. Sprawy poglądowe zwyczajnie nie grzeją już nawet najbardziej liberalnych wyborców, których Lewica, jako formacja, straciła bezpowrotnie na rzecz PO.

W 2015 roku Paweł Kukiz wystąpił przeciwko kandydatom PO i PiS, budując konsekwentnie swój przekaz w kontrze do niemal wszystkich. Nie pozwoliło mu to dostać się do drugiej tury, ale od tego czasu zasiada w parlamencie. W 2020 roku Szymon Hołownia, jawił się na tle duetu Duda–Trzaskowski jako ktoś nieskazitelny, który potrafi łączyć, nie podgrzewa konfliktu, jest spoza układu. Zbudował swoją formację, która dziś współrządzi.

Czytaj więcej

Prezydencka gra wystartuje jesienią. Co już wiemy?

Lewica od czasów Aleksandra Kwaśniewskiego nie miała swojego prezydenta i długo mieć nie będzie. Przyczyn jest kilka. Główna to ta, że sama lewica straciła werwę i wiarę w promocję własnych przekonań, i ustępowanie na rzecz przekazu Donalda Tuska.

Dobry wynik Lewicy w wyborach prezydenckich może ocalić tę formację

Agnieszka Dziemianowicz-Bąk to kandydatka dla lewicy idealna. Jest relatywnie młoda, świetnie wypada w mediach, jest zawsze świetnie przygotowana, merytoryczna i sypiąca danymi niczym Janusz Piechociński tweetami. Obejmując w 2023 roku swój resort, postawiła sobie za cel rozbudowę na miarę możliwości i roli lewicy w rządzie, socjaldemokratycznej polityki społecznej, będąc najbardziej socjalną minister w tym rządzie. To jej resort prowadzi obecnie najambitniejsze programy, takie jak Aktywny rodzic, Aktywny maluch czy Pierwszy dzienny opiekun oraz wprowadza realną pomoc dla najsłabszych: rentę wdowią czy podwyżki dla opiekunów pomocy społecznej, systemu pieczy zastępczej, opieki nad dziećmi do lat trzech, czy realne wsparcie seniorów w ramach chociażby zwiększenie wskaźnika waloryzacji emerytur i rent w przyszłym roku, ale przede wszystkim jest gwarantem godnej płacy i symbolem tego, co Lewica zobowiązała się przed wyborami: to, co dane, nie będzie zabrane. Ideowość w polityce jest często rozmywana w realiach brutalnej rzeczywistości. W przypadku Agnieszki Dziemianowicz-Bąk jest ona połączona z praktyką rządzenia, która nie rozmyła się po wejściu do resortu. Wybory prezydenckie będą dla Lewicy kluczowe nie dlatego, że może realnie wygrać, ale dlatego, że relatywnie dobry wynik może ocalić te formację i pozwoli przetrwać ewentualną dekompozycję przed wyborami parlamentarnymi. To będzie czas, którego Lewica nie może przespać. 

Autor jest publicystą, politologiem, historykiem polskiej lewicy. Napisał biografię Stanisława Dubois, Ludwika Cohna i Stanisława Kelles-Krauza

Chociaż wybory prezydenckie odbędą się na wiosnę 2025 roku, wszystkie partie polityczne zmierzają do wyłonienia ze swych szeregów najlepszych kandydatów i kandydatki. Zapewne jesienią poznamy już wszystkie nazwiska. Wydaje się, że jedyną kandydatką Lewicy, która mogłaby powalczyć o przyzwoity wynik całej formacji, jest obecna szefowa resortu rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. Od niemal dwóch dekad prezydentem zostaje ktoś z PiS lub PO. Wyrosło już w zasadzie pokolenie ludzi, którzy polską politykę kojarzą wyłącznie poprzez pryzmat konfliktu, który koncentruje na sobie uwagę wszystkich. Ten konflikt, niekiedy sztucznie nadmuchiwany i skrupulatnie podtrzymywany przez obie partie, jest destrukcyjny i niesłużący niczemu.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Łukasz Warzecha: Obustronne rozczarowanie Polaków i Ukraińców
Publicystyka
Ireneusz Krzemiński: Rząd stosuje te same zasady przy obsadzaniu stanowisk, co PiS
Publicystyka
Roch Zygmunt: Po co Donaldowi Tuskowi Pałac Prezydencki? Dla dobra rządu
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Szymon Hołownia odda partię Katarzynie Pełczyńskiej-Nałęcz. Czy Polska 2050 przetrwa?
Publicystyka
Jerzy Surdykowski: Klęska, zdrada, sukces? Co ma być polską narracją?