To oczywiste, że przyszły rząd dzisiejszej opozycji będzie bardziej zróżnicowany ideologicznie, niż był gabinet Mateusza Morawieckiego. I że będzie to stanowić przyczynę napięć w koalicji. Spory, które widzieliśmy przez osiem lat między Prawem i Sprawiedliwością a Suwerenną Polską (o Partii Republikańskiej nie wspominając), miały naturę taktyczną, wynikały z ambicji liderów, interesów politycznych lub walki o możliwość wykorzystywania poszczególnych obszarów państwa. Aksjologii w tym było mało lub raczej nie było jej w ogóle. Wszystkie partie tworzące rządy Zjednoczonej Prawicy miały charakter konserwatywny, autorytarny, antyunijny, antywolnościowy, opresyjny i socjalny. Kłóciły się ze sobą jedynie o taktykę i stanowiska.
Zupełnie inaczej będzie w odniesieniu do gabinetu złożonego z bardzo różniących się od siebie formacji i z bardzo odległych od siebie ideologicznie polityków. W jego skład wchodzić będzie bowiem zarówno chadeckie PSL, jak i skrajnie lewicowa partia Razem.
Frustracja Lewicy
Co więcej, znaczna część tworzących te ugrupowania polityków zdaje się traktować swoje poglądy poważnie, co na pewno nie będzie ułatwiać wypracowywania kompromisów. Widać to już obecnie, gdy działacze i działaczki Lewicy zgłaszają krytyczne uwagi wobec toczącego się procesu tworzenia podstaw personalnych i programowych nowego rządu.
Czytaj więcej
Współpraca Pałacu Prezydenckiego z nowym rządem może być mniej kłopotliwa, niż się zdaje.
Po części wynika to z frustracji związanej z tym, że Lewica przez ostatnie cztery lata zgubiła setki tysięcy wyborców, a jej klub zmniejszył się z 49 posłów w 2019 roku do 26 obecnie, ale po części jest skutkiem naturalnej potrzeby artykulacji swego programu oraz chęci odróżnienia się od koalicjantów.