W polityce, jak na wojnie, nieoczywiste przyczyny mają poważne konsekwencje i mogą zadecydować o ostatecznym zwycięstwie lub porażce. Prawda ta znajduje potwierdzenie w wynikach wyborów. Gdyby prezes Julia Przyłębska posłuchała większości środowiska prawniczego i ustąpiła ze stanowiska, moglibyśmy żyć dzisiaj w innej Polsce.
Dlaczego PiS nie mógł sięgnąć po pieniądze z KPO
Ale po kolei. Rząd wynegocjował zakres zmian w ustawie o Sądzie Najwyższym w zamian za odblokowanie unijnych środków na Krajowy Plan Odbudowy. Prezes Jarosław Kaczyński i premier Mateusz Morawiecki przeforsowali nowelizację wychodzącą naprzeciw oczekiwaniom Komisji Europejskiej. Od premiera usłyszeliśmy, że kompromis był trudny, trzeba było jednak zakończyć spór z Unią Europejską i skupić się rzeczywistym przeciwniku, który jest na Wschodzie, a nie na Zachodzie. Trzecia kadencja dla Prawa i Sprawiedliwości wydawała się na wyciągnięcie ręki.
Czytaj więcej
Zwycięstwo demokratycznej opozycji jest jednoznacznym sygnałem, że sprawa unijnej pomocy nie jest...
Wtedy na scenę wkroczył prezydent Andrzej Duda, który odmówił podpisania noweli i skierował ją do Trybunału Konstytucyjnego. Ponieważ jednak część sędziów nie uznaje prezes Julii Przyłębskiej, Trybunał nie był w stanie rozpatrzyć wniosku prezydenta. Zamiast kampanii pozytywnej, podkreślającej korzyści z członkostwa w Unii Europejskiej, mieliśmy więc kampanie negatywną, deprecjonującą konkurentów politycznych i samą Unię Europejską, tak jakby to ona odpowiadała za dysfunkcjonalność polskiego Trybunału.
By ratować sytuację rządowi politycy i niektórzy prawicowi publicyści zaczęli twierdzić, że pieniędzy pewnie i tak by nie było, bo Komisja wynalazłaby kolejne powody, by ich nam nie przekazać. Zgadzam się jednak w tym przypadku z premierem Morawieckim, że Komisja trzymałaby się ustaleń, zależało jej bowiem na wdrożeniu przez Polskę orzeczeń TSUE i potwierdzeniu skuteczności mechanizmu warunkowości.