Zamach na Jana Pawła II był, jak pisał sam Ojciec Święty, „jedną z ostatnich konwulsji XX-w. ideologii przemocy”. Czym wobec tego jest obecny atak na jego osobę, spuściznę, pamięć?
Dlaczego Jan Paweł II
Zacznijmy, w dobrej wierze, od podstawowej tezy sformułowanej przez oskarżycieli. Czy atak ten jest kolejną próbą zwrócenia uwagi na ważny problem pedofilii w szeregach duchowieństwa? Boli, gdy kapłan zło czyni, tak jak gdy lekarz, miast leczyć, szkodzi. Wyczuwam, że chodzi tu o coś więcej, bo teza, jakoby biskup Karol Wojtyła wiedział o występkach swoich podwładnych i je tuszował, nie została udowodniona. Trudno wszak przyjąć jako dowód materiały czy zeznania funkcjonariuszy byłego Urzędu Bezpieczeństwa. Ponadto, jeśli autorzy chcieliby rzeczywiście uderzyć w hierarchów za tolerowanie czy ukrywanie tych spraw, to są inne osoby, co do których tego rodzaju zarzuty są po stokroć bardziej uprawdopodobnione.
Czytaj więcej
Przypadek księdza pedofila, który ujawniamy, jest częścią mrocznej historii Kościoła w Polsce. Eugeniusz Surgent przez kilkadziesiąt lat molestował chłopców w parafiach od Małopolski po Zachodniopomorskie. Mógł to robić, choć jego przestępstwa nie były tajemnicą dla biskupów. Wiedziała o nich także SB, ale uznała, że zdemoralizowany duchowny najbardziej zaszkodzi Kościołowi, jeśli pozwoli mu się grasować. I się nie pomyliła.
Dlaczego więc Jan Paweł II? Poszukując odpowiedzi na to pytanie, cofnąłem się do dnia wyboru naszego rodaka na papieża. Byłem wtedy dzieckiem, ale czułem wielką dumę. Patrzyłem na łzy szczęścia mojej mamy i zrozumiałem, że zaczęło się coś wielkiego, proces, który zaowocuje „zstąpieniem na tę ziemię Ducha Świętego” i odzyskaniem wolności. Nikt nie ma wszak wątpliwości, że „imperium zła” rozmontowała prezydentura Ronalda Reagana z wielkim duchowym wkładem Ojca Świętego.
Po odzyskaniu suwerenności nie przestał opiekować się „swoimi owieczkami”. Był mocno zafrasowany, gdy nie potrafiliśmy zagospodarować świeżo uzyskanej wolności. Gdy byliśmy zagubieni, napominał, groził jak surowy, ale kochający ojciec. Nawet w końcówce swojej ziemskiej wędrówki udzielił nam kolejnej lekcji – lekcji pokory, odchodzenia z godnością. Jego śmierć była wielkim wstrząsem dla „pokolenia JP2”. Poczuliśmy się jak osoby tracące rodziców, osieroceni. Straciliśmy to oparcie, fundament, który wpajał nam podczas swych licznych pielgrzymek.