Przed tygodniem, jako członek zarządu firmy, wraz z prezesem, moim bratem Teodorem, podpisaliśmy umowę z Pańskim synem, Tadeuszem, który trafił do nas przez mojego syna Antoniego. Otrzymałem uprzedzająco, zgodnie z zasadami etyki nikomachejskiej Arystotelesa, trzy książki, w tym „Polska, moja Miłość”, którą od razu przeczytałem. Każdy rozdział tej książki to jak kryształ na kolii, ale szczególnie mnie porwały cztery: „Piękno polszczyzny”, „Leczę się polszczyzną”, „Kucharka litewska” i „Dźwigając polski kamień”. Na całość składają się 33 takie kryształy.
Czytaj więcej
W Krakowie trwa jubileuszowa 20. edycja Miesiąca Fotografii. Festiwal obejmuje 20 wystaw w różnych punktach miasta.
Nawiązując do rozdziału „Dźwigając polski kamień”, w którym opisuje Pan, jak w latach młodości mieszkał przy ul. Kapucyńskiej i chodził Pan do kościoła Kapucynów, pragnę wspomnieć, że kościół ten jest mi bardzo bliski, bo tam byłem przygotowywany do I Komunii Świętej. Chodziłem na te przygotowania zgodnie z ówczesną modą w krótkich spodenkach i w białych pończoszkach przypiętych podwiązkami. Muszę się przyznać, że ten pierwszokomunijny strój mocno mnie krępował. Przygotowywał mnie ksiądz Turek , który wiele lat później udzielał nam ślubu w kościele Św. Anny. Na jednym z poddaszy przy ul. Kapucyńskiej urządził swoje mieszkanie znany fotografik i opozycjonista: Staś Markowski. Ten sam, który wystąpił z inicjatywą i doprowadził do pochówku Lecha Kaczyńskiego na Wawelu.
O ile sobie przypominam, nie miałem okazji Pana poznać, ani w okresie festiwalu Solidarności, ani też kiedykolwiek później, ale o Panu słyszałem. Czytając rozdział „Leczę się polszczyzną”, przypomniałem sobie takie zaskakujące dla mnie wydarzenie. Miałem klienta Julka Tignera, pochodzącego z krakowskiej żydowskiej rodziny mającej na ul. Grodzkiej 27 kamienicę (w oficynie taj kamienicy mieści się bożnica żydowska) oraz drugą na ul. Sarego 8. Pani Irena Oszacka, żona znanego krakowskiego chirurga (członka grupy Logofagów), bardzo była zainteresowana, aby odkupić od Tignera udział albo część kamienicy na ul. Sarego, gdyż chciała zabezpieczyć swojego syna, który pracował w amerykańskim banku centralnym, i skłonić go do powrotu do Polski.
Mój przyjaciel Tadeusz Kadenacymiał w Londynie mieszkanie (koło Wimbledonu) i zaproponował mi, abym pojechał do Londynu i skorzystał z tego mieszkania, gdy miałem się zobaczyć z Julkiem Tignerem. Zatelefonowałem do Julka i usłyszałem: „Czekaj chwileczkę, zaraz po ciebie przyślę samochód”. Byłem bardzo zdziwiony, gdy zobaczyłam Rolls-royce’a z kierowcą. Zawiózł mnie od na drugą stronę Londynu. Julek opowiedział mi swoją wojenną historię. Z końcem sierpnia 1939 roku jego mama powiedziała mu: „Jedź na wschód, bo Niemcy idą”. I dała mu jakieś futra (Tignerowie w Krakowie prowadzili sklep z futrami).