Parlament Europejski zakończył przesłuchania kandydatów na unijnych komisarzy. Elżbieta Bieńkowska wypadła średnio. Jej występ był jednak na tyle solidny, a poparcie polityczne na tyle znaczące, że była wicepremier ma już zaklepaną nominację na komisarza ds. rynku wewnętrznego, przemysłu, przedsiębiorczości oraz małych i średnich przedsiębiorstw.
Najgorzej wypadła Alenka Bratusek, była słoweńska premier, która ryzykuje nawet brak nominacji. Bratusek miała braki merytoryczne, zaszkodził jej też fakt, że sama się mianowała już po przegranych przez jej partię wyborach, co przez wielu jest odbierane jako akt korupcji politycznej.
Ale podstawową słabością Bratusek jest fakt, że nie należy ona do żadnej europejskiej rodziny politycznej. Nikt jej więc nie broni. Pod względem merytorycznym słabo wypadł również Jonathan Hill, brytyjski kandydat na komisarza ds. rynków finansowych. Był jednak świetny pod względem komunikacyjnym, zaprezentował się jako przekonany Europejczyk z polityczną wizją. To pozwoliło mu na uniknięcie porażki: eurodeputowani dali mu szansę w postaci drugiego przesłuchania, do którego Hill już się przygotował.
Wszyscy pozostali, w tym Bieńkowska, byli przygotowani merytorycznie. Trzeba pamiętać, że komisarze znają wcześniej większość zadawanych im pytań i mają do dyspozycji potężny aparat biurokratyczny w KE. ?Nie są więc zaskoczeni.
I Elżbieta Bieńkowska, podobnie jak większość innych, z tej przewidywalności skorzystała. Owszem, szermowała sloganami, ale trzeba się przecież spodobać i lewicy, i prawicy. A przede wszystkim nikomu nie można się narazić i Bieńkowskiej się to udało. Powtórzmy: jak większości pozostałych kandydatów. Poza wspomnianymi dwoma przypadkami osób źle przygotowanych PE miał jeszcze wątpliwości w przypadku kilku innych i odkładał głosowania w ich sprawie (Francuz, Węgier i Hiszpan).