Eliza Olczyk: Kto zbawi SLD

Ryszard Kalisz w wyborach prezydenckich przyciągnąłby wyborców spoza Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Ale działacze partii Millera wcale nie chcą radykalnych posunięć.

Publikacja: 07.12.2014 19:22

Eliza Olczyk

Eliza Olczyk

Foto: Fotorzepa/Ryszard Waniek

Po sobotnim posiedzeniu Rady Krajowej SLD nadal nie ma kandydata na prezydenta. Drugie podejście w styczniu.

Kierownictwo partii bardzo chciało jeszcze w grudniu ustalić kandydata, ale okazało się to trudne. Pomysł wysunięcia Ryszarda Kalisza, byłego działacza SLD, zgłoszonego przez Leszka Millera był odpowiedzią na radykalne postulaty części działaczy, by rozpocząć budowę formacji o szerszej formule, skupiającej jak najwięcej środowisk lewicowych.

Kalisz przyciągnąłby wyborców spoza SLD i to mogłoby się stać podwaliną pod budowę nowego ugrupowania. Okazało się jednak, że działacze Sojuszu, wbrew deklaracjom, wcale nie chcą radykalnych posunięć, skoro wykreślili nazwisko Kalisza z uchwały o kandydacie na prezydenta. To zaś oznacza, że SLD dzisiaj po prostu nie ma kandydata w tych wyborach.

Za miesiąc ponownie zbierze się Rada Krajowa, która powinna podjąć decyzję o kandydacie, ale na jej posiedzenie przyjadą ci sami delegaci co w ostatnią sobotę – niechętni nowinkom, za to wyraźnie oczekujący rycerza na białym koniu, najlepiej z SLD, który uratuje partię przed upadkiem.

Tymczasem obszar poszukiwań znacznie się zawęził, bo ci, których Rada chętnie by zaakceptowała, nie chcą kandydować, a ci, którzy byliby skłonni kandydować, nie są dobrze widziani przez Radę. Niewykluczone, że za miesiąc Miller przedstawi więc Radzie kilku kandydatów, którzy wyrazili zgodę na kandydowanie, i trzeba będzie głosować, który z nich jest najlepszy. Z punktu widzenia jakości wyboru to jest chyba najgorszy pomysł. Tymczasem wynik w wyborach prezydenckich może partię podbudować przed wyborami parlamentarnymi lub zepchnąć w polityczną nicość.

Być może dlatego Miller chce przeprowadzić w partii zmiany organizacyjne, które pomogłyby zrekompensować ewentualne straty z wyborów prezydenckich. Proponuje, by ugrupowanie podzielić na 41 organizacji terenowych (tyle jest okręgów w wyborach do Sejmu) i by liderów takich struktur wyłaniać na podstawie wyniku wyborczego, a nie głosowania partyjnego. Na partii mści się bowiem duża autonomia struktur terenowych wprowadzona w 2011 r., która sprawiła, że w tegorocznych wyborach samorządowych centralne kierownictwo nie mogło np. ingerować w decyzje o kandydatach na prezydentów miast. W rezultacie wiele kandydatur było nietrafionych, bo podyktowanych partyjnymi układami, a nie interesem ogółu.

Trudno ocenić, czy zmiany organizacyjne pomogą partii pozbierać się do wyborów parlamentarnych. Pewne jest natomiast, że w sobotę sytuacja Sojuszu stała się trudniejsza.

Po sobotnim posiedzeniu Rady Krajowej SLD nadal nie ma kandydata na prezydenta. Drugie podejście w styczniu.

Kierownictwo partii bardzo chciało jeszcze w grudniu ustalić kandydata, ale okazało się to trudne. Pomysł wysunięcia Ryszarda Kalisza, byłego działacza SLD, zgłoszonego przez Leszka Millera był odpowiedzią na radykalne postulaty części działaczy, by rozpocząć budowę formacji o szerszej formule, skupiającej jak najwięcej środowisk lewicowych.

Pozostało jeszcze 83% artykułu
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Zbigniew Ziobro będzie zeznawał z Białołęki lub ucieknie na Węgry
Publicystyka
Estera Flieger: Czego w sprawie Ukrainy nie mówi premier Donald Tusk
Publicystyka
Michał Szułdrzyński: Donald Tusk nikogo nie oszukał. Nie chce wciągnąć Polski do wojny i trzeba to docenić
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Tusk nie mógł podjąć innej decyzji w sprawie wysłania polskich wojsk do Ukrainy
Publicystyka
Marek Kozubal: Polskie wojsko pojedzie do Ukrainy? Są inne opcje