Piotr Nurowski, w 2010 roku przewodniczący Polskiego Komitetu Olimpijskiego, był jedną z pierwszych osób, których ciała ekshumowano w tym roku w ramach prowadzonego przez prokuraturę śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej. Wedle informacji Prokuratury Krajowej istnieje duże prawdopodobieństwo, że w jego grobie znajdowało się ciało innej osoby. „Okoliczność ta – informuje prokuratura – zostanie rozstrzygnięta ostatecznie wynikami badań genetycznych".
Jeśli badania DNA potwierdzą te wstępne ustalenia, będzie to kolejny dowód na to, że w 2010 roku przy okazji identyfikacji i pochówków ofiar tragicznego lotu do Smoleńska popełniono wiele błędów. Tych dowodów w ostatnich latach było więcej. Już wcześniej okazało się, że w grobie Anny Walentynowicz nie było jej ciała. Podobnie rzecz miała się z ks. prof. Ryszardem Rumiankiem. Z kolei obrażenia Zbigniewa Wassermanna zupełnie nie pokrywały się z rosyjskim protokołem z sekcji.
Ale prokuratorom, którzy prowadzili postępowanie w tej sprawie, zabrakło wówczas odwagi, by podjąć decyzję o ekshumacji wszystkich ofiar, by rozwiać wszelkie wątpliwości. Odwagi brakowało także politykom. Być może bali się, że światło dzienne ujrzą ich ewidentne zaniedbania w tej sprawie.
Kiedy przed kilkoma tygodniami śledczy podjęli decyzję o ekshumacjach wszystkich nieskremowanych ofiar katastrofy, zalała ją fala krytyki. Politycy opozycji krzyczeli o politycznym tańcu na grobach. Protestowała także część rodzin. Domagano się m.in. tego, by stanowisko w sprawie zajął Kościół. Mówiono o naruszaniu czci zmarłych. Proszono, by nie rozdrapywać ran.
Otwarte wówczas pozostawało pytanie o reakcję tych osób, gdy okaże się, że sześć lat temu pochowały kogoś innego. Tak stało się właśnie w przypadku Piotra Nurowskiego, którego rodzina sprzeciwiała się ekshumacji.