Chodzi o niepublikowane nigdzie wcześniej zdjęcie z najnowszego numeru „wSieci", na którym widać Donalda Tuska (niektórzy twierdzą, że uśmiechniętego) i Władimira Putina. Zdjęcie wykonane zostało ponoć tuż po katastrofie smoleńskiej.
Paweł Graś, rzecznik rządu, wezwał braci Karnowskich do ujawnienia, kto jest autorem zdjęcia i przekazania jego oryginału, „żeby najpierw z całą mocą można było stwierdzić, czy to zdjęcie jest prawdziwe". W rozmowie w TVP1 powiedział, że dotarł do zdjęcia PAP robionego niemal w tym samym momencie i „widać na nim zupełnie inne emocje, zupełnie inny wyraz twarzy" premiera.
Premier i jego rzecznik mają prawo podważać wiarygodność zdjęcia (jeśli mają ku temu podstawy) i polemizować z jego domniemaną wymową, że premier w tak tragicznej chwili uśmiecha się, nic ich jednak nie zwalnia z respektowania prawa prasowego. Co więcej jednej z ważniejszych jego zasad: ochrony źródła informacji.
Nie ma wątpliwości, że zdjęcie może być częścią materiału prasowego, a nieraz nawet samym materiałem prasowym. Dziennikarz nie ma zaś obowiązku podawania źródła informacji, co więcej może mieć obowiązek zachowania w tajemnicy autora zdjęcia, jeżeli ten będąc informatorem dziennikarza (dostarczycielem zdjęcia) zastrzegł anonimowość (art. 15 ust 2 pkt 1 prawa prasowego).
To dziwne, że Paweł Graś występuje z żądanie sprzecznym z tymi regułami, tym bardziej jeśli się zważy, że jest rzecznikiem prasowym, który chyba powinien znać zasady uprawiania dziennikarstwa i prawa prasowego.