„Dyplomy kolekcjonerskie” z logo uczelni to zasłona dymna dla oszustów i przestępstwo

Eksperci alarmują, że sprzedawane jako „dyplomy kolekcjonerskie” zaświadczenia o uzyskaniu wyższego wykształcenia to sfałszowane dokumenty i nie można się nimi posługiwać. Podkreślają, że pracodawcy powinni być bardziej czujni, sprawdzając przyszłych podwładnych.

Publikacja: 11.02.2025 04:36

„Dyplomy kolekcjonerskie” z logo uczelni to zasłona dymna dla oszustów i przestępstwo

Foto: Pio Si/Adobe Stock

Wojnę niepokojącemu zjawisku wydał m.in. Uniwersytet Jagielloński, a złożone przez uczelnię zawiadomienie do prokuratury dotyczy sprzedawania dyplomów polskich uczelni wyższych. Dochodzić ma do tego pod pozorem oferowania „dyplomów kolekcjonerskich” i przy posługiwaniu się znakami towarowymi UJ.

Sprawa jest poważana, bo dokumenty do złudzenia przypominają m.in. dyplomy, które otrzymują absolwenci studiów oraz świadectwa maturalne, ukończenia liceum czy szkoły zawodowej. W zależności od oferty kupić je można zwykle za 2–2,5 tys. zł, zaś za płatność bitcoinami oferowana jest zniżka.

Na jednej z prześwietlonych przez UJ stron zamieszczono ostrzeżenie przed posługiwaniem się „dokumentami kolekcjonerskimi” (których posiadanie – samo w sobie – nie jest w Polsce nielegalne) w instytucjach państwowych czy przed innymi organami, bo to jest już niezgodne z prawem.

Czytaj więcej

Nie zdał egzaminu, wygrał w sądzie. Wykładowcy muszą przestrzegać zasad

Czego zabrania ustawa o dokumentach publicznych? Przepisy są jasne

UJ podkreśla jednak, że uczelnia nie udostępniała swojego logotypu ani „druków ścisłego zarachowania” (czyli np. dyplomów ukończonych studiów). I przypomina, że przepisy ustawy o dokumentach publicznych jako takie właśnie „kwalifikują” dyplomy UJ, zaś ich wzory muszą być publikowane na uczelnianej stronie. Uniwersytet prowadzi ewidencję wszystkich numerów druków dyplomów.

Co do tego, że w zasadzie każda styczność z „podejrzanymi” dokumentami, które mają „udawać” prawdziwe zaświadczenia potwierdzające wyższe wykształcenie, jest niedopuszczalne, nie ma wątpliwości.

Jak wyjaśnia Stanisław Radowicki, prawnik z kancelarii Prof. Marek Wierzbowski i Partnerzy, działania mogą zostać różnie zakwalifikowane. Bezprawne jest wytwarzanie, oferowanie i posługiwanie się repliką dokumentu publicznego. A także przechowywanie jej, aby później ją zbyć.

Dyplomy UJ łatwo podrobić, bo uczelnia musi udostępniać ich wzory 

Stanisław Radowicki przypomina również, że wykorzystanie zastrzeżonego godła czy nazwy chronionej konkretnej uczelni jest zabronione przepisami prawa własności przemysłowej. A co za tym idzie: umieszczanie ich bez zgody podmiotu uprawnionego na jakichkolwiek drukach jest zabronione. – Z drugiej strony wzory dyplomów są obligatoryjnie publikowane przez uczelnie, zatem dostęp do nich i ich odwzorowanie jest stosunkowo łatwe – przyznaje. Dodaje jednak, że za naruszenie praw do znaków towarowych można zapłacić odszkodowanie, ale też odpowiadać karnie.

Czytaj więcej

Czy Szymon Hołownia studiował w Collegium Humanum? Eksperci tłumaczą

– Przypomnieć trzeba, że zarówno podrabianie, jak i wykorzystywanie podrobionego dokumentu stanowią czyn zabroniony zagrożony karą pozbawienia wolności nawet do pięciu lat – zauważa.

Pracodawcy czujni po sprawach Collegium Humanum i podrobionych dyplomów UJ 

Zdaniem mec. Mateusza Tusińskiego z Kancelarii Radcy Prawnego świadomość konieczności zweryfikowania dyplomu przez potencjalnego pracodawcę wciąż jest zbyt niska. – Ostatnie doniesienia dotyczące chociażby Collegium Humanum czy wykorzystania logotypów UJ wzmocnią czujność pracodawców. Wydaje się jednak, że będzie to chwilowe, a skutkiem tego, co obecnie również zauważam, będzie zasypanie uczelni publicznych wnioskami o weryfikację dyplomów kandydatów do pracy oraz – jak się można domyślać – osób już zatrudnionych – komentuje mecenas.

Mec. Tusiński konkluduje, że wprowadzenie systemowej zmiany pozwoliłoby na weryfikację dyplomów przez pracodawców, co doprowadziłoby do zminimalizowania procederu ich podrabiania czy kupowania ich „pod przykrywką” dyplomów kolekcjonerskich.

Czytaj więcej

Kupowane recenzje i artykuły naukowe z „papierni”. Kryzys w nauce trwa

„Dokumenty kolekcjonerskie” to zasłona dymna dla podrabiających dyplomy

Jednak Stanisław Radowicki przypomina, że choć w świetle przepisów kodeksu pracy pracodawcy mogą zażądać od przyszłego podwładnego informacji o wykształceniu, sami nie mają prawa domagać się od uczelni, aby ta potwierdziła je bez zgody absolwenta. Choć – jak precyzuje – rekrutując się do pracy, zazwyczaj wyrażamy zgodę na taką weryfikację. – W praktyce, niestety uczelnia nie może zrobić nic więcej ponad to, co w omawianej sytuacji zrobił UJ, czyli zgłosić sprawę odpowiednim organom ścigania – ocenia.

Prawnika nie przekonują też zamieszczane na stronach sprzedających zastrzeżenia, jakoby oferowali oni „dokumenty kolekcjonerskie”, bo – jak ocenia – „wiedzą, że działają poza prawem lub balansują na jego granicy”.

– Wydruki wytwarzane na bieżąco, wzorowane na aktualnych dyplomach uczelni czy świadectwach i wyceniane na kilka tysięcy złotych, obiektywnie nie mają żadnej wartości kolekcjonerskiej, a są wyłącznie ordynarnymi replikami, które mają być wykorzystywane na bieżąco w obrocie, najczęściej podczas rekrutacji do pracy – podkreśla.

Mec. Tusiński – przypominając, że obecnie trwają prace nad rejestrem dokumentów publicznych dotyczących ukończenia studiów – również dostrzega problem „wykluczenia” pracodawcy z dostępu do informacji m.in. o tytule zawodowym jego pracownika. Zauważa, że nawet jeśli tytuł zawodowy zostanie komuś odebrany, pracodawca może się o tym nie dowiedzieć. 

Edukacja i wychowanie
Zaświadczenie "na druku MEN". Wydane po szkoleniu, może naruszać prawo
Praca, Emerytury i renty
Nie wszyscy seniorzy dostaną 13. emeryturę. Komu nie przysługuje świadczenie?
Prawo dla Ciebie
Nowości w dyżurach aptecznych i recepta od farmaceuty. Zmiany już za kilka dni
Praca, Emerytury i renty
Nowe terminy wypłat emerytur w lutym 2025. Zmiany w harmonogramie
Praca, Emerytury i renty
ZUS ostrzega przed błędami we wnioskach o rentę wdowią. Dwie najczęstsze pomyłki