Z ustaleń śledczych wynikało, że rodzina z Bociek wybierała się z dziećmi na lody. Gdy ojciec podjechał samochodem bliżej domu, poczuł uderzenie. Wysiadł i zobaczył, że uderzył w swoje 10-miesięczne dziecko. Natychmiast zabrał synka do strażaków Ochotniczej Straży Pożarnej, by uzyskać pierwszą pomoc. Na miejsce został także wezwany helikopter Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Chłopczyk jednak nie przeżył.  

Śledczy zatrzymali w tej sprawie 44-letniego ojca i 64-letniego dziadka chłopca (obaj byli trzeźwi). Ojciec usłyszał zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci syna, a dziadkowi zarzucono nakłanianie rodziny do składania fałszywych zeznań i zacieranie śladów. Rodzina miała bowiem początkowo twierdzić, że potrącenia chłopca dokonał nieznany sprawca, który uciekł z miejsca zdarzenia. Podczas przesłuchania matki dziecka wyszło na jaw, że  64-latek wymyślił tę wersję wydarzeń i przekonywał do niej syna oraz synową. Obawiał się, że gdy ojciec dziecka zostanie zatrzymany i aresztowany, nie będzie miał kto prowadzić gospodarstwa rolnego. Za zarzucany czyn dziadkowi groziło do 8 lat więzienia. 

Jak podaje Radio Białystok, dziadek dziecka nie przyznał się do zarzutów.  Obaj oskarżeni nie uczestniczyli w żadnej z rozpraw.

Sąd przychylił się do żądania prokuratury i skazał obu mężczyzn na kary po osiem miesięcy bezwzględnego pozbawienia wolności. Wyrok nie jest prawomocny.

Czytaj więcej

Renta dla dziewczynki poszkodowanej w wypadku - istotny pogląd dla Sądu Najwyższego