W letnie popołudnie do windy w warszawskim biurowcu wsiada młoda kobieta. Wpada za nią mężczyzna. – Pani dyrektor, na którą umówić to spotkanie? – pyta, ściągając mimowolną uwagę współpasażerów. Przede wszystkim na kobietę, która w spodniach bojówkach i T-shircie nie wygląda na „panią dyrektor".
A jednak nią jest. Co prawda nie w banku, a w agencji reklamowej, gdzie zasady ubioru (czyli tzw. dress code) zawsze były luźniejsze niż w finansach czy konsultingu. Jednak ostatnio i tam reguły są już mniej restrykcyjne.
Otwarci i swobodni
Witolda Jaworskiego, prezesa firmy Allianz, w niedawnych czasach, gdy był członkiem zarządu PZU, częściej można było spotkać w bluzie z kapturem niż w garniturze zarezerwowanym na formalne, służbowe spotkania. Szefowie największych firm coraz chętniej pozują do zdjęć bez krawata, z rozpiętym kołnierzykiem koszuli. W ramach otwartości w komunikacji realizują tzw. open shirt policy, po którą chętnie sięgają też czołowi politycy.
– Nawet w firmach, które mają bardzo restrykcyjny dress code, krawat jest zostawiany na bardzo oficjalne spotkania – ocenia Tatiana Hrechorowicz, stylistka i doradca wizerunku, która mówi o zdecydowanym rozluźnieniu zasad ubioru, i to również w tradycyjnych branżach.
Formalny dress code jest coraz częściej wypierany przez styl zwany z angielska business casual (czyli np. marynarka i spodnie zamiast garnituru). Firmy coraz częściej akceptują też latem u kobiet brak rajstop i odkryte buty, nie zmuszając do chodzenia w garsonkach.