Jeszcze cztery miesiące temu konserwatyści (CPC) mieli w sondażach 24 pkt proc. przewagi nad dotychczas rządzącymi Kanadą liberałami (LPC). W poniedziałek ta przewaga zniknęła. Z 43,5 proc. głosów i 168 mandatami w 338-osobowym parlamencie to LPC otrzymało historyczny, czwarty z rzędu mandat do rządzenia. Konserwatyści z 41,4 proc. poparcia i 144 posłami będą musieli zadowolić się rolą silnej opozycji.
Lider CPC Pierre Poilievre był przez lata przekonany, że dopłynie do władzy na fali ataków na niepopularnego premiera Justina Trudeau i na opodatkowaniu emisji dwutlenku węgla. Przekonywał, że trzeba pozbawić dotacji uniwersytety, a wprowadzenie nowych podatków musi być uwarunkowane rozpisaniem referendum. Zapowiadał krucjatę przeciw fentanylowi. Przez to wszystko zyskał przydomek „Trumpa północy”.
Czytaj więcej
Gdy premier Justin Trudeau odda władzę za kilka dni, jego następca odziedziczy wrogie stosunki mi...
Kiedy jednak pod koniec stycznia Donald Trump objął władzę i zaczął nazywać Trudeau „gubernatorem”, a w samej Kanadzie widział 51. stan USA, wszelkie z nim skojarzenia stały się potężnym balastem w oczach kanadyjskich wyborców. Na naród padł blady strach, że dotychczasowy najważniejszy sojusznik może teraz po prostu anektować kraj. Emocje wzrosły, kiedy Biały Dom wprowadził karne cła na import z Kanady (Ottawa trzy czwarte eksportu wysyła do USA).
Kanadyjczycy uważają, że skoro Carney dał sobie radę z kryzysem finansowym jako prezes banku centralnego, to i da sobie radę z Trumpem
Problemem Poilievre’a nie było jednak tylko to, że nigdy tak naprawdę nie zdobył się na potępienie w tej kampanii wyborczej trumpizmu. W marcu zrezygnował jego ulubiony przeciwnik: Trudeau. Na jego miejsce liderem liberałów obrano Marka Carneya. Ze słabym francuskim w dwujęzycznym kraju i pozbawiony właściwie jakiejkolwiek charyzmy w normalnych czasach byłby słabym liderem.