Wybory pokazały, że Donald Trump jednoczy Kanadyjczyków

Prezydent USA chciał przekształcić północnego sąsiada w 51. stan Ameryki. Stało się odwrotnie: kanadyjski naród zjednoczył się przeciw Stanom Zjednoczonym.

Publikacja: 29.04.2025 19:48

Mark Carney

Mark Carney

Foto: PAP/EPA/Eric Reid

Jeszcze cztery miesiące temu konserwatyści (CPC) mieli w sondażach 24 pkt proc. przewagi nad dotychczas rządzącymi Kanadą liberałami (LPC). W poniedziałek ta przewaga zniknęła. Z 43,5 proc. głosów  i 168 mandatami w 338-osobowym parlamencie to LPC otrzymało historyczny, czwarty z rzędu mandat do rządzenia. Konserwatyści z 41,4 proc. poparcia i 144 posłami będą musieli zadowolić się rolą silnej opozycji.

Lider CPC Pierre Poilievre był przez lata przekonany, że dopłynie do władzy na fali ataków na niepopularnego premiera Justina Trudeau i na opodatkowaniu emisji dwutlenku węgla. Przekonywał, że trzeba pozbawić dotacji uniwersytety, a wprowadzenie nowych podatków musi być uwarunkowane rozpisaniem referendum. Zapowiadał krucjatę przeciw fentanylowi. Przez to wszystko zyskał przydomek „Trumpa północy”.

Czytaj więcej

Kanadyjczycy czują się zdradzeni przez USA. „Coś zostało nieodwracalnie złamane”

Kiedy jednak pod koniec stycznia Donald Trump objął władzę i zaczął nazywać Trudeau „gubernatorem”, a w samej Kanadzie widział 51. stan USA, wszelkie z nim skojarzenia stały się potężnym balastem w oczach kanadyjskich wyborców. Na naród padł blady strach, że dotychczasowy najważniejszy sojusznik może teraz po prostu anektować kraj. Emocje wzrosły, kiedy Biały Dom wprowadził karne cła na import z Kanady (Ottawa trzy czwarte eksportu wysyła do USA). 

Kanadyjczycy uważają, że skoro Carney dał sobie radę z kryzysem finansowym jako prezes banku centralnego, to i da sobie radę z Trumpem

Problemem Poilievre’a nie było jednak tylko to, że nigdy tak naprawdę nie zdobył się na potępienie w tej kampanii wyborczej trumpizmu. W marcu zrezygnował jego ulubiony przeciwnik: Trudeau. Na jego miejsce liderem liberałów obrano Marka Carneya. Ze słabym francuskim w dwujęzycznym kraju i pozbawiony właściwie jakiejkolwiek charyzmy w normalnych czasach byłby słabym liderem.

Ale z powodu Trumpa w oczach Kanadyjczyków liczyło się co innego. To doświadczenia Carneya najpierw jako prezesa kanadyjskiego banku centralnego (2008–2013), a potem brytyjskiego (2013–2020), który pokazał, że potrafi skutecznie oprzeć się kryzysom finansowym.

Czytaj więcej

Quebec nie chce być Ameryką

– Amerykanie chcą przejąć nasze bogactwa, nasze ziemie. Nigdy im na to nie pozwolimy – przekonywał Carney, a wyborcy uwierzyli mu na słowo.

Można więc mówić o efekcie flagi: zjednoczeniu narodu w obliczu zewnętrznego zagrożenia. Nigdzie nie widać tego lepiej niż w drugiej co do znaczenia prowincji kraju, francuskojęzycznym Québécu.

Lider separatystycznego Bloc Québécois Yves-François Blanchet uważa, że Kanada jest „tworem sztucznym”. Liczy, że w przyszłym roku w wyborach regionalnych zdobędzie większość w parlamencie z siedzibą w mieście Québéc, co pozwoli mu rozpisać trzecie już w historii Kanady referendum niepodległościowe.

Nowy premier będzie musiał znaleźć odmienną od dotychczasowej tożsamość kraju

Jednak wybory federalne w poniedziałek przyniosły słabe wyniki zwolennikom budowy niezależnego francuskojęzycznego państwa na gruzach kanadyjskiej federacji. Bloc Québécois uzyskał w nich 23 mandaty, o siedem mniej niż w poprzednich wyborach w 2021 roku. Mimo wszystko to w koalicji z Yves’em-François Blanchetem będzie musiał rządzić Carney, bo samodzielnej większości jego ugrupowanie nie zdobyło. 

Teraz tak naprawdę zaczynają się jednak dla niego schody. Przyszły premier zapowiedział, że powrót do dawnych relacji z Ameryką nie jest już możliwy (w tym zgadza się z nim Trump). Na ich miejsce trzeba będzie wynegocjować nowe porozumienie handlowe. Carney zapowiada także zacieśnienie współpracy z krajami Europy, w tym także obronnej.

Czy Kanada zdoła w ten sposób zbudować nową tożsamość? Od dekad to raczej o jej amerykanizacji trzeba było mówić. Widać ją szczególnie w Toronto: pierwszej wielkiej metropolii świata bez żadnej nadającej ton kulturalny grupie etnicznej, której liczne wieżowce coraz bardziej przypominają Nowy Jork. Ten trend zaczął się też rozlewać na wschodnią część Québécu, lącznie z Montrealem. Odrębną tożsamość próbuje budować zachodnia część kraju, gdzie najwięcej głosów zdobyli konserwatyści. Ale to przecież nie oni będą u władzy. 

Jeszcze cztery miesiące temu konserwatyści (CPC) mieli w sondażach 24 pkt proc. przewagi nad dotychczas rządzącymi Kanadą liberałami (LPC). W poniedziałek ta przewaga zniknęła. Z 43,5 proc. głosów  i 168 mandatami w 338-osobowym parlamencie to LPC otrzymało historyczny, czwarty z rzędu mandat do rządzenia. Konserwatyści z 41,4 proc. poparcia i 144 posłami będą musieli zadowolić się rolą silnej opozycji.

Lider CPC Pierre Poilievre był przez lata przekonany, że dopłynie do władzy na fali ataków na niepopularnego premiera Justina Trudeau i na opodatkowaniu emisji dwutlenku węgla. Przekonywał, że trzeba pozbawić dotacji uniwersytety, a wprowadzenie nowych podatków musi być uwarunkowane rozpisaniem referendum. Zapowiadał krucjatę przeciw fentanylowi. Przez to wszystko zyskał przydomek „Trumpa północy”.

Pozostało jeszcze 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Liberałowie wygrywają wybory w Kanadzie. Donald Trump znów pisze o aneksji sąsiada
Polityka
Przyszły rząd Friedricha Merza na razie niekompletny
Polityka
Wołodymyr Zełenski nie przyjedzie do Warszawy na szczyt Trójmorza
Polityka
Jest wyrok. Były prezydent Ukrainy skazany na 15 lat więzienia
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Polityka
100 szalonych dni rządów Donalda Trumpa. Obiecał dobrobyt. Co czują Amerykanie?