Bartłomiej Gajos: To nie jest przypadkowe, co Donald Trump napisał po rozmowie z Putinem

Władimir Putin ani nie jest „historycznym wypadkiem przy pracy”, ani nie okupuje Rosji. Są pewne elementy w kulturze rosyjskiej, które umożliwiają mu to, co robi. Przed nami zaś ogromne wyzwanie, jakim jest uwrażliwianie Zachodu na historię II wojny światowej. Skuteczniejsze mogą się okazać działania bardziej kulturalne niż polityczne – mówi „Rzeczpospolitej” dr Bartłomiej Gajos z Centrum Dialogu im. Juliusza Mieroszewskiego.

Publikacja: 13.02.2025 12:04

Władimir Putin

Władimir Putin

Foto: AFP

Donald Trump 9 maja w Moskwie, w Dniu Zwycięstwa, siada na trybunie honorowej obok Władimira Putina. Polityczna fikcja czy realny scenariusz?

Jest połowa lutego, więc na ten moment to fikcja. Ale to będzie bardzo ważny dzień. Nie wykluczam więc, że Waszyngton wykona wówczas jakiś gest w kierunku Moskwy. W doniesieniach medialnych dotyczących ewentualnego porozumienia czy pokoju w toczącej się wojnie nieprzypadkowo pojawia się 9 maja jako pewna symboliczna data. W 2020 roku z okazji 75. rocznicy zakończenia II wojny światowej Władimir Putin opublikował obszerny tekst w „The National Interest” – jest to czasopismo popularne wśród amerykańskich konserwatystów, co świadczy o tym, że Ambasada Rosji w Stanach Zjednoczonych dobrze zmapowała środowisko, które ma sentyment do współpracy Waszyngtonu z Moskwą w latach 1941–1945. To nie jest przypadkowe, że po środowej rozmowie z Putinem Trump na platformie TruthSocial napisał między innymi o tym, że obaj wspomnieli fakt wspólnej, zwycięskiej walki w trakcie II wojny światowej.

To znaczy, że w USA wciąż wierzy się w romantyczną rosyjską duszę?

Charakterystyczny jest obraz Związku Sowieckiego w amerykańskich filmach po 1991 roku – tak o II wojnie światowej, jak i zimnej wojnie: to raczej godny rywal, a nie totalne zło. Wymieniłbym „Most szpiegów” i „The Americans”. Sentyment amerykańskich konserwatystów i popkultura nie odgrywają kluczowego znaczenia w negocjacjach, ale decydują o ich atmosferze.

Donald Trump legitymizuje narrację Władimira Putina na temat II wojny światowej?

Powstaje pytanie, czy porozumienie pomiędzy Rosją a Stanami Zjednoczonymi jest zdeterminowane historycznie, czy historia posłuży do tego, by je uzasadnić.

Czytaj więcej

Czy USA porzucą Ukrainę? Bez nich Putin może zaatakować Europę już za pięć lat

Pana zdaniem?

Nazwałbym to „imperialną empatią” – duzi lepiej się rozumieją, a my jesteśmy średnim krajem. To, co mogę sobie wyobrazić, to że 9 maja Biały Dom zwróci się do Rosjan z życzeniami lub gratulacjami. I w tym sensie Stany Zjednoczone będą legitymizować narrację Władimira Putina, że pominą przy tym udział Białorusinów i Ukraińców, którzy walczyli w szeregach Armii Czerwonej. Rosja zawłaszczyła opowieść o II wojnie światowej. Nie wspomną także o tym, że połowa Europy znalazła się w rezultacie wojny w orbicie sowieckiej. Nie należy tego lekceważyć, a poważnie się zastanowić, co można z tym zrobić.

Wyobrażałam sobie Władimira Putina jako pijanego wuja na weselu, który lubi mówić o historii, ale nikt nie bierze tego na poważnie...

Wręcz przeciwnie. Ale nie twórzmy tylko katalogu błędów historycznych zawartych w tekstach i przemówieniach Władimira Putina. Namawiałbym do tego, by zobaczyć, że w ten sposób zdradza swoje intencje. A inaczej: mówiąc o historii, zdradza, co chciałby zrobić.

Przykład?

To nie był przypadek, że w lipcu 2021 roku Władimir Putin napisał obszerny historyczny tekst o jedności narodowej Ukraińców i Rosjan. Polityka historyczna Putina nie jest bezpośrednią przyczyną agresji, ale sprawiła, że wojna w Ukrainie jest możliwa i ułatwia Rosjanom jej prowadzenie.

Do 9 maja pozostało niewiele czasu: możemy więc coś jeszcze zrobić?

Polska nie jest w łatwym położeniu. Po pierwsze, nasza własna historia zawiera w sobie paradoks, przez co jest bardzo trudna, by ją opowiedzieć. 2 maja 1945 rokiem nad Reichstagiem powiewała biało-czerwona flaga. Choć znaleźliśmy się w zwycięskim obozie, zwycięzcą się nie czujemy: Polska straciła 48 proc. terytorium i 5,6 mln obywateli oraz suwerenność.

Po drugie, nie sprzyjają nam odruchy Zachodu. Rok temu Francja nie widziała problemu, zapraszając Rosjan na obchody 80. rocznicy lądowania w Normandii. Sprzeciwili się temu Ukraińcy. Ale Francuzi nie zadali sobie pytania, co oznacza gest, który zdecydowali się wykonać. Ignorowana jest wrażliwość naszego regionu. 

Każda „szara strefa” zachęca Rosję do agresji, a rozszerzenie NATO zapewniło pokój w Europie. Nie lekceważmy tego: kiedy polityk mówi o historii, tak naprawdę zdradza swoje intencje

Dr Bartłomiej Gajos

Z tych dwóch powodów trudno nam będzie coś zaproponować. To nie oznacza, że nic nie da się zrobić. W związku ze zbliżającą się rocznicą zakończenia II wojny światowej Parlament Europejski przyjął z inicjatywy Litwy – proces animowała Rasa Juknevičienė – rezolucję „Rosyjska dezinformacja i fałszowanie historii w celu usprawiedliwienia agresywnej wojny przeciwko Ukrainie”.

Kogo interesuje rezolucja? 

Władimira Putina. Dla prezydenta Rosji nie bez znaczenia jest to, że w efekcie takich działań zachodnia opinia publiczna dowiaduje się o współodpowiedzialności Związku Sowieckiego za wybuch II wojny światowej. Każda rezolucja przyjmowana w ostatnich 15 latach przed kolejnymi rocznicami paktu Ribbentrop–Mołotow wywoływała histeryczną reakcję Kremla, który uważa, że ich głównym animatorem była Polska. W konsekwencji uchwały przyjętej przez Parlament Europejski latem 2019 roku prezydent Rosji rozpoczął kampanię przeciwko Polsce, manipulując cytatami z Józefa Lipskiego, polskiego ambasadora w Berlinie w latach 1933–1939.

A może trzeba spróbować dotrzeć do samych Rosjan?

To prawda, że nie ma żadnej kontrnarracji. Ale Europa ani nie jest w stanie jej narzucić Rosjanom, ani gdyby chciała to zrobić, nie będzie to skuteczne. Prędzej czy później Rosjanie będą musieli sobie odpowiedzieć na pytanie, jak pamiętać to, co wydarzyło się w latach 1941–1945. Choć dziś nie są do tego zdolni. Problem powinna podjąć rosyjska emigracja w Europie Zachodniej i Stanach Zjednoczonych. Na razie tego nie robi. Rozmawiając z jej przedstawicielami, nie spotkałem się ze zrozumieniem, dlaczego jest to ważne. Władimir Kara-Murza napisał niedawno, że Zachód musi być na to gotowy i mieć ofertę dla Rosji, ale to działa w dwie strony. Podejście Rosjan do historii powinno być papierkiem lakmusowym ich intencji, jeśli kraj ten znajdzie się kiedyś na drodze ku demokratycznym przemianom. 

Władimir Putin ani nie jest „historycznym wypadkiem przy pracy”, ani nie okupuje Rosji. Są pewne elementy w kulturze rosyjskiej, które umożliwiają mu to, co robi. Należy o nich pamięć. Szczególnie o sposobie, w jaki sami Rosjanie patrzą na własną historię. I bardzo trudno będzie to zmienić. Nie chodzi przy tym o to – jak podświadomie zdają się myśleć Rosjanie – że wzięcie przez nich odpowiedzialności za Katyń czy dzisiaj Buczę ma służyć ich publicznemu upokorzeniu i zaszczuciu. Chodzi o to, że pamięć wytwarza przeciwciała w społeczeństwie, a więc stanowi barierę, która ma uniemożliwić agresję. 

Przed nami zaś ogromne wyzwanie, jakim jest uwrażliwianie Zachodu na historię II wojny światowej. Skuteczniejsze mogą się okazać działania bardziej kulturalne niż polityczne.

Jak powinien wyglądać 8 maja w Polsce?

Rosja reaguje na działania Polski, jeśli prowadzone są na poziomie europejskim. Jeśli więc obchody, to międzynarodowe. Polska powinna odegrać kluczową rolę, jeśli chodzi o to, co powinno tego dnia wybrzmieć. Celem nie powinny być obchody same w sobie, a sygnalizacja strategiczna: Polacy walczyli od początku do końca II wojny światowej o swoją wolność, którą ostatecznie wywalczyli w 1989 roku. Kreml powinien o tym pamiętać i wiedzieć, że jakakolwiek agresja będzie go bardzo drogo kosztować. Jednocześnie taka uroczystość uderzyłaby w absurdalne kremlowskie twierdzenia o Polsce jako sojuszniczce Hitlera, bo dziwny to sojusz, w którym oba kraje ze sobą walczą. Wartością dodaną byłaby obecność przekazu Europy Wschodniej w zachodnich mediach.

Czytaj więcej

Estera Flieger: Polska mistrzem Polski: przegrywa ze sobą i nie umie opowiedzieć o pomocy niesionej Ukrainie

4–12 lutego to 80. rocznica porozumień jałtańskich, którą wykorzystał Ławrow – napisał tekst o tym, że porozumienie pomiędzy Związkiem Sowieckiem a Stanami Zjednoczonymi gwarantowało stabilizację (dopóki Waszyngton nie zapragnął dominacji, co nie jest prawdą, bo porozumienia jałtańskie pierwsi złamali Sowieci). Nasza pamięć o Jałcie jest inna. Czy Zachód ma tego świadomość? O ile Wielka Brytania w ostatnich kilkunastu latach na własnej skórze przekonała się o rosyjskim zagrożeniu, imperialna empatia wciąż daje o sobie znać nie tylko w Stanach, ale również we Francji. Chodzi więc o to, aby Zachód uodpornić. Problem widzę w tym, że dla nas jest to historia oczywista, więc nie odczuwamy potrzeby, by ją opowiadać. Konsekwencje tego są poważne i wykraczają poza obszar II wojny światowej: ostatnio w Brukseli słuchałem wystąpienia Louis Michela – ministra spraw zagranicznych Belgii (1999–2004), który zasugerował, że rozszerzenie NATO w 1999 roku doprowadziło do „alienacji” Rosji, a źródeł dzisiejszej wojny należy szukać między innymi tam. Jest wręcz przeciwnie: każda „szara strefa” zachęca Rosję do agresji, a rozszerzenie NATO zapewniło pokój w Europie. Nie lekceważmy tego: kiedy polityk mówi o historii, tak naprawdę zdradza swoje intencje.

Bartłomiej Gajos

Bartłomiej Gajos

Foto: mat. pras.

Rozmówca

Dr Bartłomiej Gajos

Historyk, pracuje w Centrum Dialogu im. Juliusza Mieroszewskiego. Specjalizuje się w polityce historycznej Rosji.

Donald Trump 9 maja w Moskwie, w Dniu Zwycięstwa, siada na trybunie honorowej obok Władimira Putina. Polityczna fikcja czy realny scenariusz?

Jest połowa lutego, więc na ten moment to fikcja. Ale to będzie bardzo ważny dzień. Nie wykluczam więc, że Waszyngton wykona wówczas jakiś gest w kierunku Moskwy. W doniesieniach medialnych dotyczących ewentualnego porozumienia czy pokoju w toczącej się wojnie nieprzypadkowo pojawia się 9 maja jako pewna symboliczna data. W 2020 roku z okazji 75. rocznicy zakończenia II wojny światowej Władimir Putin opublikował obszerny tekst w „The National Interest” – jest to czasopismo popularne wśród amerykańskich konserwatystów, co świadczy o tym, że Ambasada Rosji w Stanach Zjednoczonych dobrze zmapowała środowisko, które ma sentyment do współpracy Waszyngtonu z Moskwą w latach 1941–1945. To nie jest przypadkowe, że po środowej rozmowie z Putinem Trump na platformie TruthSocial napisał między innymi o tym, że obaj wspomnieli fakt wspólnej, zwycięskiej walki w trakcie II wojny światowej.

Pozostało jeszcze 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Gen. Komornicki: Europa nie jest gotowa do wojny, nie ma woli walki. Donald Trump jest realistą
Polityka
Czy USA porzucą Ukrainę? Bez nich Putin może zaatakować Europę już za pięć lat
Polityka
Kontrole na granicy Niemiec z Polską jeszcze co najmniej pół roku
Polityka
AP bez dostępu do Białego Domu. Poszło o Zatokę Meksykańską
Polityka
Europa przesuwa się w trzech kluczowych obszarach. Trumpizacja i jej granice