Co najmniej trzy pytania organizują dziś politykę w Warszawie. Po pierwsze – czy PiS pod koniec lipca straci decyzją PKW partyjną subwencję. Nowogrodzka sprawę traktuje bardzo poważnie. Po drugie, czy i jakie będzie „nowe otwarcie” na jesieni w wykonaniu koalicji rządzącej – włącznie z rekonstrukcją rządu. Po trzecie, jaka będzie stawka kandydatów w wyborach prezydenckich w 2025 roku. Jesienią na dobre ruszą prezydenckie przymiarki. W dyskusji coraz poważniej wraca temat, by koalicja rządząca wystawiła jednego kandydata. Ma to szereg konsekwencji dla wszystkich jej uczestników.
Czytaj więcej
"Czy Pani/Pana zdaniem Donald Tusk miałby szansę wygrać wybory prezydenckie?" - takie pytanie zadaliśmy w sondażu SW Research dla rp.pl.
Wspólny kandydat – wszyscy wygrywają?
W ostatnich dniach pomysł, by wszystkie partie tworzące obecną koalicję rządzącą wystawiły jednego kandydata, wrócił do publicznej dyskusji. Wszystko za sprawą ostatniego wywiadu prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego, który w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” zasugerował, że koalicja rządzącą jako całość może wystawić wspólnego kandydata na prezydenta. Trzaskowski stwierdził jednocześnie, że nie będzie to łatwe, bo każda partia ma swoje ambicje polityczne, ale „trzeba o tym myśleć”.
Słowa Trzaskowskiego potwierdzają nasi rozmówcy z różnych środowisk koalicji rządzącej. – Tego bym nie wykluczał – słychać najczęściej w rządowych kuluarach o pomyśle wspólnego kandydata. Ta idea nie jest oczywiście nowa. Pomysł krążył m.in. po wyborach do Parlamentu Europejskiego, w których koalicjanci KO – Lewica i Trzecia Droga – osiągnęli wynik poniżej oczekiwań.
Czytaj więcej
Uporządkowanie tego, co zepsuł PiS, wymaga czasu, ale wydaje się, że władzy brakuje determinacji w dążeniu do celu. Przy braku spójnego programu egzotycznej koalicji była to jedyna idea, która łączyła wszystkich: PO, Trzecią Drogę i Lewicę.