Decyzję, kogo umieścić na liście wybrańców, poprzedziła długa debata w Białym Domu. Zwyciężyła koncepcja, aby włączyć do wirtualnego spotkania, które odbędzie się 9 i 10 grudnia, także kraje, które co prawda doskonałymi demokracjami nie są, ale czując się docenione przez administrację USA, być może będą starały się nadrobić braki. Tym bardziej, że – jak mówią „Rzeczpospolitej" amerykańskie źródła dyplomatyczne – także Stany „nie są ideałem" i „mają wiele do zrobienia".
Rząd się wahał
To pozwoliło Polsce zmieścić się na liście gości. Jednak wcześniej nasz kraj otrzymał z Waszyngtonu serię poufnych pytań w sprawie przestrzegania reguł demokracji. Jedno z nich dotyczyło praw mniejszości, w szczególności społeczności LGBT. Inne – gwarancji wolności mediów. Amerykanie powstrzymali się natomiast od podnoszenia sprawy niezależności wymiaru sprawiedliwości. Uznali, że to zadanie dla Unii.
– Część osób w polskich władzach uznała, że takie pytania są ubliżające. Stawiają Polskę w roli ucznia, który ma zdać egzamin przed amerykańskim nauczycielem. Ostatecznie jednak zwyciężyła koncepcja, aby zaproszenie przyjąć i wykorzystać je dla nawiązania bliższych relacji z ekipą Bidena. Uznano też, że zaliczenie przez Amerykę Polski do grona demokracji może być pomocne w sporze o praworządność, jaki toczy nasz kraj z Brukselą – mówią „Rzeczpospolitej" źródła rządowe.
W ciągu dwóch tygodni do Warszawy ma przyjechać wysłanniczka Departamentu Stanu, aby uzgodnić szczegóły udziału Andrzeja Dudy w szczycie. Być może prezydent nagra z tej okazji wystąpienie skierowane do innych przywódców świata.
Dodatkową trudnością w zaakceptowaniu przez Polskę zaproszenia jest fakt, że jako jedyny kraj Unii w szczycie nie będą mogły uczestniczyć Węgry. To może zostać uznane w Budapeszcie za podważanie przez Warszawę solidarności, jaka na forum międzynarodowym łączy oba kraje.