Po czwartkowej kolizji aut Służby Ochrony Państwa w Imielinie (na Śląsku), które odwoziły wicepremier Beatę Szydło do domu w Brzeszczach, rodzi się pytanie, dlaczego wciąż ma ona ochronę taką jak premier.
Beata Szydło poruszała się pancernym bmw, za nią jechał drugi samochód ochronny – audi. To właśnie audi, z niedoświadczonym kierowcą w ochronie VIP – jak ujawnił portal TVN 24 – uderzyło w bmw, wpadając w poślizg na mokrej jezdni. Kierowca SOP, ukarany mandatem (220 zł) przez policję jako sprawca kolizji, ma zaledwie dwa lata służby. Do tej pory nie woził VIP-ów.
Beata Szydło jako jedyna z wicepremierów ma „podwójną" ochronę – Jarosław Gowin i Piotr Gliński mają tylko rządowe auto z kierowcą.
– Dotychczasowe zasady były proste i nie przewidywały wyjątków. Premier po ustąpieniu z urzędu ma ochronę BOR przez sześć miesięcy – z jednym samochodem i jednym oficerem. Tak jak jeździ dziś Szydło, w czasach rządu PO–PSL poruszali się tylko premierzy, a Donald Tusk dodatkowo nie zgadzał się na używanie aut pancernych. To bezsensowny koszt, za który płaci podatnik – mówi „Rzeczpospolitej" były wysoko postawiony oficer BOR.
„Arogancja, buta, poczucie wyższości – wicepremierzy nie jeździli w kolumnie, tylko jednym samochodem" – napisał na Twitterze Krzysztof Luft, były rzecznik rządu Jerzego Buzka (z lat 1999–2001).