Od pół wieku lat poza nim i Jakiem Piccardem nikt nie dotarł na dno Rowu Mariańskiego
– Dorastałem wśród samolotów, statków i łodzi – mówi Don Walsh. – Urodziłem się w 1931 r. nad zatoką San Francisco. Z okna domu rozciągał się widok na zatokę i ograniczające ją mosty. Dalej aż po horyzont rozlewał się tajemniczy Pacyfik. Co jest za nim? Bardzo chciałem tam zajrzeć. Ten rejon był historycznym centrum awiacji. Marzyłem o lataniu. Ojciec brał mnie na lotnisko, gdzie oglądaliśmy różne modele samolotów, spotykaliśmy pionierów przestworzy. Postanowiłem zostać pilotem wojskowym i testować najnowsze, najszybsze maszyny.
Na siódme urodziny matka wręczyła mu na bilet lotniczy z Oakland do San Francisco. Lot trwał kilka minut. To było wielkie przeżycie.
Chodził do prywatnej szkoły podstawowej Penisula School w Menlo Park po drugiej stronie zatoki. Szkoła realizowała nietypowy program nauki.
– Zakładał, że człowiek jest z natury dobry – tłumaczy Walsh. – Rozwijano nas poprzez sztukę, muzykę, uspołecznienie, umiejętność stawiania zadań, szukania rozwiązań i podejmowania decyzji. Nauka była przyjemnością. No i chodziłem do jednej klasy z Janem Sobieskim. Może był kuzynem waszego króla?