Dla niemal dwóch trzecich Polaków powstanie „Solidarności" było wydarzeniem przełomowym. Zarazem w świadomości młodych Polaków coraz częściej jedynymi postaciami, o których można z całą pewnością powiedzieć, że brały udział w tej historii, są Jaruzelski i Wałęsa.
W rocznicowych materiałach telewizyjnych zobaczymy jak zwykle niesionego na rękach bądź przemawiającego Wałęsę, zaraz potem Jaruzelskiego zapowiadającego stan wojenny, Okrągły Stół i wybory '89. Ale to powoduje również, że nasza historia dla coraz większych rzesz młodych Polaków staje się zmaganiem na wzór Lorda Vadera i Luke'a Skywalkera. Brak tylko bohaterskiej pięknej Lei, bo mit ten jest typowo patriarchalny.
W większości opowieści filmowych i narracji, do których się przyzwyczailiśmy, heros poświęca się (mit Chrystusowy) lub po skończonej walce usuwa się w cień (jak rzymski bohater Cinncinatus, na którym wzorowali się ojcowie-założyciele USA lub jak rycerze Jedi, którzy odratowali Galaktykę). Wałęsa zamiast jeździć po świecie i opowiadać historię swojej „drużyny pierścienia", komentuje rzeczywistość, w której nie ma już dla niego odpowiedniej roli – a przynajmniej roli przystającej do poprzedniej roli mitycznego bohatera ludowego, europejskiego Che, któremu się udało.
Mit znad zimnego morza
Opowieść o „Solidarności" jest mitem, a nie baśnią. Typowy bohater baśni osiąga lokalne, mikrokosmiczne zwycięstwo, natomiast bohater mitu zwycięstwo makrokosmiczne, decydujące o losach świata. Podczas gdy ten pierwszy, baśniowy – będący zwykle najmłodszym lub pogardliwie traktowanym dzieckiem, które uzyskuje nadzwyczajną moc – zwycięża swych ciemiężców, drugi wraca ze swej wyprawy z czymś, co umożliwia odrodzenie, uwolnienie całej społeczności. Bohaterowie plemienni czy lokalni, tacy jak cesarz Huang Ti, Mojżesz albo aztecki Tezcatlipoca, obdarzają dobrodziejstwami pojedyncze, wybrane ludy, bohaterowie ogólnoświatowi – Mahomet, Jezus, Gautama Budda – niosą posłanie dla całego świata.
Rezultatem udanej wyprawy bohatera jest odblokowanie i ponowne uwolnienie strumienia życia napełniającego ciało świata – w przypadku działań „Solidarności", opisanej powyższą narracją mamy do czynienia z wolnością jako magicznym eliksirem, który „Solidarność" odzyskuje dla tej części Europy. Można zrozumieć zaskoczenie, jakie towarzyszy cierpkim uwagom dawnego przywódcy „Solidarności" o gejach: czy jego rolą nie było „uwalnianie", niesienie wysoko kaganka postępu? Przekonanie takie jest dowodem na to, że Wałęsa stał się zakładnikiem własnego mitu. Mit ten jest zresztą dość typowy, można go odnaleźć zarówno w opowieściach wielkich religii, jak i w filmach typu „Matrix". Zadziwiająca jest też zbieżność wizualnych form, w jakich prezentuje się zło w „Gwiezdnych wojnach" (klony), w „Matriksie" (postacie agenta Smitha) czy w rocznicowych materiałach ZOMO (niczym anonimowe klony atakujące dobrych rebeliantów).
Spojrzenie na opowieść o „Solidarności" jako na mit pozwala wyjaśnić, dlaczego poszczególne epizody układają się w jasną strukturę. Pielgrzymka papieża do ojczyzny była najistotniejsza dla opowieści właśnie w 1979 r., a nie np. w 1983 r., kiedy wydawało się, że naród wymagał pocieszenia i orzeźwienia, dlaczego tak ważne jest wspominanie stanu wojennego, a nie dojście Gorbaczowa do władzy. Dlaczego to wolność, a nie postulaty ekonomiczne i osiągnięty po trzydziestu latach względny dobrobyt, jest określany jako główny rezultat przemian. Sam Okrągły Stół jako porozumienie możliwy był dzięki obopólnej słabości tak partii, jak i sił solidarnościowych. Dlaczego jednak stawiamy na walkę i zwycięstwo, a nie porozumienie? Ponieważ nasz narodowy bohater często opowiadany jest jako walczący. W polskiej mitologii niełatwo o miejsce na święto konfederacji warszawskiej: zawsze jest na powstanie warszawskie.
Koraliki legendy
Struktura mitu jest jak nitka, na której osadzamy epizody niczym koraliki. Dzieje się to nieświadomie, jednak czujemy, że niektóre koraliki pasują, a inne nie. Wzorcowy mit można opowiedzieć tak: Typowy bohater zostaje wyrwany ze swojej codzienności, gdyż otrzymuje wezwanie do wyprawy, w której czeka go przygoda. Pokonuje pierwsze przeszkody. Potem napotyka widmową postać, która strzeże przejścia do wolności. Może pokonać albo obłaskawić ową siłę i... wejść żywy do królestwa ciemności, albo zostać zabity i zejść do krainy śmierci. Jeśli jednak jest prawdziwym wybrańcem, może zmartwychwstać. Wreszcie bohater poddany zostaje ostatecznej próbie i otrzymuje za to nagrodę. Jest to apoteoza bohatera, który daje innym wolność życia.