Plus Minus: Włoskie okopy

Podczas gdy islamiści z Koranem w ręku i Allahem na ustach podrzynają gardła amerykańskim dziennikarzom, we Włoszech za bezkompromisowe słowa o islamie przed trybunałem Włoskiego Związku Dziennikarzy stanie jeden z jego najbardziej znanych członków – Magdi Allam.

Publikacja: 03.10.2014 01:51

Turyn, modlitwa z okazji Id al Fitr. Pobliski kościół Matki Bożej Pocieszycielki został po Wielkanoc

Turyn, modlitwa z okazji Id al Fitr. Pobliski kościół Matki Bożej Pocieszycielki został po Wielkanocy sprzedany z przeznaczeniem na bar sushi

Foto: Di Marco/EPA/PAP

Korespondencja z Rzymu



Pochodzący z Egiptu pisarz i dziennikarz, były wicenaczelny „Corriere della Sera", którego Benedykt XVI ochrzcił w Bazylice św. Piotra, został oskarżony przez prawnika Unii Społeczności i Organizacji Islamskich we Włoszech Lukę Bauccio o islamofobię oraz o słowa i działania niezgodne z etyką zawodu, szkodzące społecznemu zaufaniu do dziennikarzy.



Chodzi o kilka tekstów Allama opublikowanych w 2011 r. na łamach dziennika „Il Giornale". W jednym z nich, pod tytułem „Brońmy córki muzułmanów! Nie bądźmy wspólnikami islamistów!", dziennikarz pisał o 13-letniej Pakistance dotkliwie pobitej przez ojca za to, że nie chciała chodzić do szkoły w burce i przyjaźniła się z włoskimi rówieśnikami. Szkoła w Mediolanie w imię zachowania dobrych stosunków z licznymi wyznającymi islam rodzicami uczniów nie zgłosiła pobicia na policję. Pani dyrektor tłumaczyła, że bała się oskarżeń o rasizm.

Dyktat urzędników

W innym inkryminowanym artykule Allam przestrzegał: „Islam nas oblega. Mamy obowiązek bronienia naszej kultury, bronienia się przed tymi, którzy codziennie sieją nienawiść do nas we włoskich meczetach i domach modlitwy. Tolerancja wobec agresywnego islamu nie ma sensu. Islamiści uważają ją za oznakę słabości". W oskarżeniu adwokat Bauccio powołał się na trzy dalsze wyimki z tekstów Allama: „Zachodzie, ucz się na przykładzie Egiptu: w islamie nie ma miejsca na demokrację", „Miał rację kardynał Biffi (Giacomo, emerytowany arcybiskup Bolonii – P.K.), gdy mi powiedział, że naszym prawdziwym wrogiem nie są islamscy zamachowcy, lecz tak zwani muzułmanie umiarkowani, którzy wymuszają na nas meczety i szkoły koraniczne", i wreszcie: „Kolej na chrześcijan zbiegłych lub wygnanych z krajów islamskich, by ratować Zachód przed zbytnią tolerancją dla islamu. Muzułmanie stają się coraz bardziej niebezpieczni. Stawiają przed sobą jeden cel: zdominować nas".

Baucci, zdając sobie doskonale sprawę, że żaden włoski sąd nie przyjąłby sformułowanego na takiej podstawie oskarżenia o zniesławienie czy obrazę religii, w 2012 r. oskarżył Allama o islamofobię w regionalnym oddziale Związku Dziennikarzy w Lazio. Oskarżenie zostało odrzucone, adwokat odwołał się więc do władz naczelnych związku i te właśnie zdecydowały, że Allama trzeba postawić przed trybunałem.

Niestety, nie chodzi jedynie o hałaśliwą manifestację poprawności politycznej i kolejną ofiarę z rozumu złożoną przez Włoski Związek Dziennikarzy na ołtarzu postępu. Trybunał może bowiem skreślić oskarżonego na zawsze z listy dziennikarzy lub czasowo zawiesić w prawach, czyli skazać na zawodową śmierć. Dziennikarz wyrzucony ze związku lub zawieszony w prawach nie może wykonywać swego zawodu, a co za tym idzie, zarabiać dziennikarstwem na życie. Automatycznie traci pensję i ubezpieczenie. W żadnych włoskich mediach pracy nie znajdzie, choćby dorywczej. W Italii przynależność do dziennikarskiego cechu (trzeba zdać trudny egzamin, gdzie broń Boże nie sprawdzają kwalifikacji zawodowych, tylko pytają na przykład, kto i kiedy założył dziennik „Corriere della Sera") jest praktycznie koniecznością. Władze związku traktują się bardzo serio. Za swój obowiązek uważają zwalczanie idei błędnych i wstecznych. Od kilku lat związek walczy o ideologiczną czystość języka. Wydaje dziennikarzom sążniste instrukcje, jakie słowa w pisaniu na wrażliwe tematy, takie jak bioetyka, orientacja seksualna, rodzina czy mniejszości etniczne, stosować wolno, jakich już nie, a z którymi należy uważać i dlaczego.

W ten sposób, nierzadko za sprawą kuriozalnych wywodów, z których wynika na przykład, że słowa „lesbijka", „para homoseksualna" czy „Murzyn" są negatywnie nacechowane, a „matka" i „ojciec" mocno podejrzane, związek w pocie czoła wykuwa włoską nowomowę poprawności politycznej, w której jak w lustrze odbijają się najnowsze idee awangardy postępu, niepodważalne prawdy czasu i etapu. Nieprzestrzeganie tych instrukcji, które były zrazu publikowane jako niewinne sugestie, by już niebawem stać się kanonem, może skutkować sankcjami.

A Magdi Allam nie dość, że ma język niewyparzony, to jeszcze poważył się zaatakować ideologów multi-kulti, przekonanych, że przybywający na Zachód muzułmanie o niczym nie marzą bardziej jak o integracji i czerpaniu pełną garścią z dobrodziejstw demokracji i praw człowieka. Co więcej, Allam podważył dogmat o umiarkowanym, miłującym pokój, szanującym innowierców islamie i garstce fanatyków, którzy pobłądzili. Apeluje przy tym do związku dziennikarzy, żeby zamiast stawiać go przed trybunałem, wytłumaczył adwokatowi Baucciemu, stojącym za nim islamistom i postępowcom, że w Italii panuje wolność słowa i przekonań, a islam, podobnie jak chrześcijaństwo, może być krytykowany. Wskazuje, że wytoczony mu proces to z jednej strony próba zakneblowania krytyki islamu, a z drugiej – próba ukarania go za „niewłaściwe" poglądy.

Jak napisał na łamach „Il Giornale", „Islamiści Państwa Islamskiego obcinają głowy. Ci we Włoszech chcą mi obciąć język". A w dodatku jest zdumiony, że to wszystko dzieje się w demokratycznym kraju, w którym notabene do woli, bez obawy o sankcje dziennikarskiego trybunału, można krytykować katolicyzm. Szef związku dziennikarzy Enzo Iacopino zdaje się nie pojmować, że sam fakt postawienia Allama przed trybunałem kompromituje i ośmiesza tę organizację, której działalność coraz bardziej zatrąca wizją Orwella, bo na zarzuty odpowiada: „Nie rozumiem, o co tyle hałasu. Przecież Allam będzie mógł się bronić".

Od salezjanek po chrzest

W tym wszystkim niepomiernie dziwi to, że Magdi Allam, który poczynając od zamachów 11 września objaśniał Włochom naturę islamu w prasie, radiu i telewizji, właściwie od początku mówił i pisał to samo, ale dopiero teraz staje przed trybunałem. Wygląda na to, że poglądy Allama okazały się w sprzeczności z dynamicznie zmieniającą się w dialektycznym procesie ideologią postępu. Choć bardziej prawdopodobne jest to, że przedtem nikt nie śmiał atakować dziennikarza, nad którym najpierw parasol ochronny roztoczyła lewicowa „La Repubblica", a potem pierwsza gazeta Włoch „Corriere della Sera". Od kilku lat Allam publikuje w prawicowym „Il Giornale", należącym w dodatku do rodziny Berlusconich, co w oczach ludzi postępu jest właściwie przestępstwem samym w sobie, a także symptomem moralnego i zawodowego upadku. Naczelny Vittorio Feltri nie ma wątpliwości: „Wytoczyli mu proces, bo publikuje w »Il Giornale«".

Magdi Allam urodził się w Kairze w 1952 r. Mama opiekowała się dziećmi bogatej i wpływowej włoskiej katolickiej rodziny. Choć była głęboko wierzącą muzułmanką, dzięki finansowej pomocy swoich pracodawców posłała Magdiego do katolickiej szkoły, potem do elitarnego liceum prowadzonego przez włoskich salezjanów, a uczęszczanego przez dzieci mieszkających lub pracujących w Kairze Europejczyków oraz bogatych, wpływowych Egipcjan. Allam wspomina, że wtedy w Egipcie muzułmanie chodzili do katolickich szkół i nikogo to nie oburzało ani nie dziwiło. Fundamentaliści pojawili się dopiero po śmierci Nassera w 1970 r.

W ten sposób poznał Biblię, doktrynę katolicką, język i kulturę Włoch. Sam Allam przyznaje, że w Egipcie rzadko chodził do meczetu, jeszcze rzadziej się modlił, a postu w ramadan nie przestrzegał. W 1973 r. dzięki pomocy rodziny, dla której pracowała mama, i poleceniu salezjanów wylądował w Rzymie. Zaczął studiować socjologię na uniwersytecie La Sapienza. Tam poznał swoją pierwszą włoską żonę, z którą ma dwóch synów. Zaczął pracować jako dziennikarz, znawca spraw arabskich i kultury islamu.

Zapotrzebowanie na takich fachowców gwałtownie wzrosło po zamachach z 11 września. Z dnia na dzień Allam stał się znaną w całych Włoszech osobistością telewizyjną. Nie mogło go zabraknąć w żadnym ważnym publicystycznym programie telewizyjnym o Bin Ladenie, muzułmanach, kulturze arabskiej. W oczach Włochów był twarzą światłego i umiarkowanego islamu. Natychmiast dostał etat w „La Repubblica". Rok później ukazały się aż cztery jego książki: „Dziennik islamu", „Bin Laden we Włoszech", „Jihad we Włoszech" i „Saddam. Tajemna historia dyktatora". Pisał w nich o przerażającej naturze islamskiego fundamentalizmu, a przede wszystkim ostrzegał Włochów przed niebezpieczeństwem grożącym im ze strony świeżo przybyłych do Italii imigrantów z krajów islamskich. Ujawniał antyzachodnią propagandę nienawiści i werbunek na wojnę w Afganistanie i Iraku, prowadzone we włoskich meczetach i islamskich domach modlitwy.

Islamscy ekstremiści wydali na Allama wyrok śmierci (od tej pory, czyli od 11 lat, Allam i jego rodzina żyją pod stałą ochroną policji). W 2003 r. został wicenaczelnym „Corriere della Sera". Cztery lata później ożenił się z Valentiną Colombo, wybitną tłumaczką literatury arabskiej, wykładowczynią na arabistyce uniwersytetu w Bolonii. Początkowo starał się pokazywać Włochom „prawdziwą", jak wówczas twierdził, pełną miłości i człowieczeństwa twarz islamu. Tłumaczył, że islamski terroryzm to fałszywa interpretacja słów Proroka, w którą wierzą sfanatyzowani nieliczni. Gdy jednak zaatakowali go nawet rzekomo umiarkowani muzułmanie, zaczął się radykalizować. Uznał, że jego misja szerzenia we Włoszech umiarkowanego islamu zakończyła się klęską.

Wreszcie przeszedł na katolicyzm, a ochrzcił go podczas nabożeństwa Wigilii Paschalnej 2008 r. w bazylice watykańskiej sam Benedykt XVI, co wywołało oburzenie świata islamu, a wielu katolików uznało, że to niepotrzebna polityczno-religijna prowokacja. Allam, który przyjął imię Cristiano, skomentował krótko: „Jeszcze trochę, a papież będzie musiał uzgadniać z muzułmanami i europejską lewicą, kogo ma ochrzcić we własnym Kościele na terenie swojego państwa we własnej świątyni". Jednak już wkrótce zaczął krytykować Kościoł i Watykan za zbyt pobłażliwy i naiwny stosunek do islamu, religijny relatywizm, a potem za celibat księży i umiłowanie mamony. Watykan ustami rzecznika ks. Federico Lombardiego odciął sie od poglądów Allama. Ten spróbował działalności politycznej, wiążąc się z prawicą. W 2009 r. został europosłem z ramienia chadeckiej Unii Centrum. Obecnie jest członkiem marginalnej partii Bracia Włosi – Sojusz Narodowy.

Werbunek ?w domach modlitwy

Allam pisze ostrym, bezkompromisowym językiem. W swoich poglądach jest bardzo radykalny. Nie sposób ocenić, w jakiej mierze ma rację, ostrzegając Włochów przed islamskim zagrożeniem. Z jednej strony, mimo obecności w Italii ok. 1,2 mln muzułmanów (w tym około 10 tys. nawróconych rodowitych Włochów), nigdy nie doszło tu do aktów islamskiego terroru. Co prawda udaremniono kilka zamachów, ale nie planowali ich islamiści mieszkający w Italii. Z drugiej – blisko 200 imamów aresztowano lub wydalono z Włoch, bo w swoich kazaniach podżegali do nienawiści wobec chrześcijan, werbowali ochotników na świętą wojnę do Afganistanu, Iraku, a ostatnio do Syrii (obecnie w szeregach wojska Państwa Islamskiego walczy ok. 50 obywateli włoskich). Włoski wymiar sprawiedliwości reaguje na to bardzo różnie. Pani sędzia Clementina Forleo uniewinniła imama rekrutującego muzułmanów w Mediolanie na świętą wojnę w Iraku, bo uznała, że w ten sposób przeciwstawiał się bezprawnej amerykańskiej okupacji tego kraju.

Od kiedy włoskie służby po zamachach 11 września zaczęły kontrolować i podsłuchiwać, co mówi się i dzieje w dziewięciu włoskich meczetach, po pierwszych aresztowaniach agresywnych imamów i wiernych zapanował tam spokój. Natomiast niepokój budzą islamskie domy modlitwy. Jest ich co najmniej tysiąc, powstają ad hoc, zmieniają adresy, a często są to mieszkania prywatne, więc nie sposób mieć wszystkich na oku. Być może to w większości niewinne miejsca kultu religijnego. Ale efekty wizyty reporterów włoskiej telewizji RAI z ukrytą kamerą w kilku takich religijnych przybytkach jeżą włos na głowie. Dwoje dziennikarzy, córka somalijskich rodziców w burce i pochodzący z Iraku brodacz, podając się za islamskie małżeństwo, nagrało najpierw słowa imama Abu Imada w domu modlitwy w Mediolanie: „Dla naszych celów demokracja nadaje się świetnie. Konstytucja jest ponad wszelkimi prawami. Gwarantuje nam swobodę wyznania. Tam, gdzie żyją muzułmanie, musi zapanować szariat. Zaprowadzimy go albo na drodze wyborów, albo przejęcia władzy". Potem imam z Verese Hadżi Ibrahim powiedział im: „Prowadzimy wojnę. Tu, we Włoszech, też jesteśmy w okopach".

Natomiast oficjalny imam Turynu, niejaki Khohaila, w meczecie gołąbek pokoju, w prywatnym domu modlitwy nauczał: „Nie integrujcie się z ludźmi Zachodu, nie zadawajcie się z chrześcijanami i Żydami. Z niewiernymi nie można iść na żadne kompromisy. Ich się zabija i basta". Namawiał przy tym kilkunastoletnich chłopców, żeby jeśli nadarzy się okazja, bili swoich włoskich rówieśników. Z kolei imam w Treviso, tłumacząc konieczność noszenia burki, stwierdził: „Kobieta to hańba, którą trzeba zasłonić".

Być może efektem takich porad jest 40 dotychczas islamskich mordów rytualnych popełnionych przez mieszkających w Italii muzułmanów na córkach lub siostrach za to, że chciały poślubić Włocha, wiodły nieislamski styl życia, nie chciały nosić burki etc. Pod Mediolanem Pakistańczyk zabił syna, a potem żonę, bo doszedł do błędnego wniosku, że dziecko jest owocem małżeńskiej zdrady. Co więcej, często we włoskich procesach muzułmanów, którzy katują lub mordują swoje żony i córki, sędziowie uznają wyznawanie islamu za okoliczność łagodzącą.

Wyłaniającą się z tych słów i obrazków klęskę wysiłków integracyjnych włoskich władz, przeróżnych instytucji i organizacji w pełni potwierdza to, że przytłaczająca większość islamskich rodziców domaga się dla swoich dzieci osobnych szkół, a jeśli to niemożliwe, to przynajmniej osobnych islamskich klas. Po prostu we Włoszech muzułmanie integrować się nie chcą. W głośnym ostatnio przypadku islamscy rodzice nie puścili swojej córki na wycieczkę szkolną do farmy, bo mogłaby tam wejść w kontakt z „nieczystymi" zwierzętami: psem i świnką.

Bez jasełek i ratowniczek

Tej nieprzejednanej postawie towarzyszą zupełnie niesymetryczne ustępstwa na rzecz muzułmanów. We włoskich stołówkach szkolnych już dawno nie ma wieprzowiny. Ze szkół masowo znikają bożonarodzeniowe jasełka, choinki i szopki, by tylko nie urazić uczuć religijnych muzułmańskich uczniów, co naturalnie powoduje płacz chrześcijańskich dzieci, które stanowią przytłaczającą większość. Mało tego! W jednej ze szkół pod Turynem postępowi nauczyciele znieśli jasełka i zabronili wystawiania szopki przed Bożym Narodzeniem mimo sprzeciwu islamskich rodziców! Uznali, że wiedzą lepiej. Z kolei w szkole w Bolonii nauczycielka z zacięciem literackim napisała islamopoprawne jasełka sama. Pan Jezus jest w nich kosmitą. Postępowych nauczycieli, prócz troski o samopoczucie islamskich uczniów, motywuje też chęć laicyzacji szkoły. Przykłady podobnych szaleństw można mnożyć w nieskończoność. Ot, choćby kilka tygodni temu w Jesolo koło Wenecji burmistrz zwolnił wszystkie ratowniczki z plaż, bo przeszkadzały plażującym tam muzułmanom: nie znoszą słuchania poleceń z ust kobiet. Nie chodzi tu wcale o wyliczanie kuriozalnych, pojedynczych przypadków, bo przykłady można mnożyć w nieskończoność. Chodzi o dość powszechny, ideologicznie motywowany trend, którego podstawą jest przekonanie, że islamiści we Włoszech izolują się we własnym gronie, bo włoskie społeczeństwo ich nie akceptuje. Ma się rozumieć, zgodnie z tą szkołą myślenia prawdziwa odpowiedzialność za ekscesy islamistów w Italii spada na zacofane włoskie społeczeństwo, które w związku z tym trzeba na gwałt reformować i uczyć tolerancji.

Zdaniem Allama takie i inne ustępstwa, jak choćby zezwolenia na budowę islamskich ośrodków kultury ze szkołami koranicznymi, mogą się dla Italii, a w europejskim kontekście dla całego kontynentu, smutno skończyć. Twierdzi, że bardzo często w imię integracji z muzułmanami Włosi wyrzekają się swojej kultury, religii i tradycji, nie otrzymując często nic w zamian poza wrogością i pogardą. Jego zdaniem islam jako średniowieczna religia, której święta księga Koran nawołuje do nienawiści, jeśli nie mordowania „niewiernych", jest ze swej natury sprzeczna z podstawowymi zasadami demokratycznego państwa i prawami człowieka, szczególnie jeśli chodzi o stosunek do kobiet, więc na żadne ustępstwa muzułmanie nie zasługują. Zdaniem Allama islam jest dla demokracji ogromnym zagrożeniem. Ten zespół poglądów i ich wyraziciel niebawem staną przed trybunałem włoskiego związku dziennikarzy.

Włoskie lewicowe media na razie dość haniebnie przemilczają sprawę, choć w „La Repubblica" ukazała się notka o sprawie atakująca Allama, ale krytykująca również związek dziennikarzy. Natomiast czołowy publicysta „Corriere della Sera" Pierluigi Battista napisał wprost, że związek dziennikarzy chce sekować swego członka za poglądy, co godzi w podstawowe swobody obywatelskie. Może dlatego dziennikarski sąd nad Allamem, który miał się odbyć pod koniec września, został przełożony i, jak mi powiedziano w związku, „może odbędzie się w przyszłym tygodniu, a może później". Prawicowa prasa podkreśla, że Allam i tak ma szczęście, bo Oriana Fallaci, która po zamachach 11 września napisała o islamie słowa prorocze, nie dość, że została oskarżona przez europejskie intelektualne elity o sianie nienawiści religijnej, to jeszcze we Francji i Szwajcarii wytoczono jej zaoczny proces sądowy. Za obrazę islamu sądził ją również sąd w Bergamo. Ciężko chora na raka pisarka zmarła, zanim ogłoszono wyroki.

Plus Minus
„Cannes. Religia kina”: Kino jak miłość życia
Plus Minus
„5 grudniów”: Długie pożegnanie
Plus Minus
„BrainBox Pocket: Kosmos”: Pamięć szpiega pod presją czasu
Plus Minus
„Moralna AI”: Sztuczna odpowiedzialność
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Plus Minus
„The Electric State”: Jak przepalić 320 milionów