Wolnoamerykanka w państwie Kimów

20 lat temu w Korei Północnej walczyli amerykańscy wrestlerzy, a na trybunach wśród miejscowych oficjeli siedział m.in. Muhammad Ali.

Aktualizacja: 23.08.2015 19:52 Publikacja: 21.08.2015 05:12

Dennis Rodman bywa w Korei Północnej do dziś. Ostatnio był tam w styczniu 2014 roku i oglądał mecz b

Dennis Rodman bywa w Korei Północnej do dziś. Ostatnio był tam w styczniu 2014 roku i oglądał mecz baseballa w towarzystwie dyktatora Kim Dzong Una

Foto: KCNA VIA KNS/AFP

Zebrali się w japońskiej Nagoi w oczekiwaniu na samolot. Niecodzienna grupa pasażerów: Ric Flair to zawodnik z absolutnej czołówki wrestlingu, bracia Steiner – Scott i Rick – występowali razem, w wrestlingu takie braterskie duety są popularne, dalej Scott Norton, Road Warrior Hawk i Dean Malenko. To tylko niektórzy z oczekujących wówczas na lot w nieznane. Zawodnicy amerykańskiego wrestlingu: napompowani niczym kulturyści faceci występujący na ringu w skórzanych majtkach, przebrani za superbohaterów. Trupa cyrkowych przebierańców udających w ringu walkę, a w rzeczywistości odgrywających szczegółowo rozpisany spektakl. A na dokładkę pasujący do tej ekipy jak kwiatek do kożucha Muhammad Ali, prawdziwa legenda boksu.

Wreszcie przyleciał samolot, który miał ich zabrać do Korei Północnej. Nie była to maszyna, jakiej się spodziewali, tylko stary koreański samolot transportowy. Jeden z pasażerów szukał pasa, żeby się zapiąć. Z przerażeniem odnotował, że nie ma żadnego. Inny ocenił, że maszyna może pochodzić z II wojny światowej. Na ochłodę wszyscy dostali piwo, które okazało się gorące, ale nikt nie śmiał protestować – ostrzeżono ich, by nie krytykowali kraju, do którego zmierzają, bo na pokładzie mogą być mikrofony. Eric Bischoff, prezydent World Championship Wrestling (WCW; określenie prezydent jest nieco mylące, był to showman, okazyjnie również wrestler, który brał udział w niektórych widowiskach), siedział obok Muhammada Alego. Bokser opowiadał mu, jak zainspirował go Gorgeous George. Był to jeden z pierwszych wrestlerów, którzy zdobyli sławę, i podobno istotnie miał duży wpływ na młodego Cassiusa Claya.

Amerykańscy oraz japońscy zapaśnicy (w Japonii wrestling był i jest bardzo popularny) mieli być główną atrakcją festiwalu na gigantycznym Stadionie im. 1 Maja. W bastionie komunizmu zaplanowano rozrywkę, która jest symbolem zepsucia imperialistycznego świata, w wykonaniu zawodników z dwóch wrogich wobec gospodarzy państw – USA i Japonii. Czy można wymyślić coś bardziej abstrakcyjnego? Można. Zapaśnicy lecieli na Międzynarodowy Sportowy i Kulturowy Festiwal na rzecz Pokoju – do kraju izolowanego od dziesięcioleci od cywilizowanego świata, najbardziej tajemniczego i złowrogiego reżimu, od czasu do czasu szczerzącego atomowe kły. Słowem – do ojczyzny pokoju. A co tam robił Muhammad Ali? Zmagał się już wtedy z chorobą Parkinsona, ale sama jego obecność była znacząca dla organizatorów.

Nóż od jakuzy

Całą tę hecę zaaranżował Antonio Inoki. Urodził się w Jokohamie jako Kanji Inoki, imię Antonio przyjął później na cześć włoskiego zapaśnika, który nazywał się Antonino Rocca. Wieloosobowa rodzina Inoki po śmierci ojca rodu wyemigrowała do Brazylii. Tam Kanji harował na plantacji kawy. Po pracy ćwiczył lekkoatletykę, a że rósł jak na drożdżach, to wygrywał kolejne zawody w pchnięciu kulą i rzucie dyskiem. Potem wiele razy wspominał tę plantację – może to dzięki niej nigdy się nie poddawał i nauczył, czym jest ciężka praca. Pokonał drogę imponującą: od pracującego niczym niewolnik biednego chłopaka do idola, legendy wrestlingu, promotora tej dyscypliny, wreszcie polityka, a nawet producenta prezerwatyw.

Zanim do tego doszło, na jego drodze pojawił się wielki mistrz, japoński zapaśnik Rikid?zan. Określenie „japoński" nie jest do końca precyzyjne, bo Rikid?zan (właściwie Kim Sin-rak) urodził się w Korei, w tej części, która po wojnie stała się Koreą Północną. Adoptowany przez japońską rodzinę, zmienił nazwisko na Mitsuhiro Momota. Najpierw próbował swoich sił w sumo, ale potem przerzucił się na zapasy. Wymyślił sobie, że zamiast bić się z Japończykami, co mu nie przydawało sympatii, będzie bił Amerykanów. Okazało się to strzałem w dziesiątkę – został gwiazdą. Uznaje się go za ojca japońskiego wrestlingu zwanego puroresu.

Inoki kontra Ali

Kiedy więc ów sławny już Rikid?zan występował dla swoich rodaków w Brazylii, zwrócił uwagę na Inokiego. Był pod wrażeniem możliwości nastolatka i zabrał go z powrotem do Japonii. Inoki trenował odtąd jako zapaśnik i walczył z kim się da, z niebywałym powodzeniem: bił bokserów, karateków i judoków. Jego ofiarą padł np. Wim Ruska, złoty medalista w judo z igrzysk w Monachium. Rikid?zan tego nie dożył. W 1963 roku został zraniony nożem przez członka japońskiej mafii, czyli jakuzy, w nocnym klubie w Tokio. Zbagatelizował ranę. Wdało się zakażenie. Zmarł tydzień później. Miał 39 lat.

Wszystkie sukcesy Inokiego straciły znaczenie, kiedy poznał nazwisko kolejnego rywala. Miał nim być Muhammad Ali. Tak, ten sam. Pomysł zrodził się rok wcześniej i wyszedł od legendarnego pięściarza, który pytał, czy w Azji nie ma żadnego boksera, który mógłby z nim walczyć. Boksera nie było, ale był Inoki, który, jako się rzekło, walczył z każdym. Do konfrontacji doszło 26 czerwca 1976 roku. 15 tysięcy ludzi zgromadzonych w hali Budokan w Tokio przeżyło srogie rozczarowanie: obejrzeli raczej farsę niż walkę. Inoki głównie leżał na plecach i próbował kopać Alego, a tamten biegał i skakał po linach. Zadał w sumie ledwie sześć ciosów w 15 rundach, a sędziowie ogłosili remis. – Jak miałem go powalić, skoro on cały czas leżał – tłumaczył się Ali po walce, po której nie powalił już nigdy nikogo. Tymczasem Inoki zyskał światową sławę. I prawie 20 lat później, w 1995 roku, wymyślił galę wrestlingu w Korei Północnej.

Inoki zwrócił się najpierw do Erica Bischoffa z pytaniem, czy nie pomógłby mu zaprosić Alego na imprezę na rzecz pokoju i czy sam by nie przyjechał wraz z kilkoma swoimi zawodnikami. Bischoff od razu się zgodził, bo sądził, że impreza odbędzie się w Tokio. Ale kiedy Inoki wyjaśnił, że chodzi o Pjongjang, wcale nie zniechęciło to prezydenta WCW. Przeciwnie: uznał, że będzie to wyjątkowe wydarzenie i nie może stracić takiej okazji. Dlaczego Inoki wybrał właśnie Koreę Północną? Otóż Koreańczycy z Północy zawsze podkreślali, że bijący Amerykanów Rikid?zan to ich człowiek, i zapraszali go do siebie. Zapaśnik swojego pochodzenia nigdy się nie wypierał, ale do propozycji północnokoreańskich władz podchodził z dystansem. Inoki, powołując się na swojego mistrza, postanowił zadbać o własne kontakty z północnokoreańskim reżimem.

To był ważny czas dla Korei Północnej, bo w poprzednim, 1994 roku zmarł Kim Ir Sen, władzę objął Kim Dzong Il i nikt nie wiedział, co z tego wyniknie. Wrestlerzy mieli wątpliwości: jechać, nie jechać? Czy będziemy bezpieczni? Żaden z nich tam wcześniej nie był. Ale Bischoff był już zbyt podekscytowany, by rezygnować. Poradził się tylko znajomych dziennikarzy z CNN, czy nie trafi do więzienia razem z 15 celebrytami. Kiedy odpowiedzieli mu, że raczej nie, był już na pokładzie. A razem z nim Muhammad Ali i Ric Flair. Nie udało się tylko z Hulkiem Hoganem, wtedy najbardziej rozpoznawalnym zawodnikiem wrestlingu.

Samolot wylądował w Korei Północnej, chociaż skojarzenia były inne. – Myślałem, że wylądowaliśmy na Marsie. Tam była pustynia, jakiej nie widziałem nigdy wcześniej – wspominał Bischoff w „Sports Illustrated". Pustka, brak jakiegokolwiek życia, wszędzie szarość. Na dzień dobry zabrano im paszporty – odzyskali je dopiero w dniu wyjazdu. Na każdym kroku towarzyszyli gościom tak zwani przewodnicy, nawet w szatni. Przed pomnikiem Kim Ir Sena ludzie płakali, jakby ich wódz zmarł wczoraj, a nie przed rokiem. Ostrzeżono ich, że to nie Ameryka, że tu nie mogą traktować kobiet tak jak u siebie. Widać propaganda zrobiła swoje, przedstawiła Amerykanów jak barbarzyńców. A tak na marginesie: wśród zawodników był Chris Benoit. Kanadyjczyk 12 lat później, w 2007 roku, zamordował swojego siedmioletniego synka, potem żonę, a wreszcie sam odebrał sobie życie. Ciekawe, czy północnokoreańska propaganda wykorzystała to po latach na zasadzie: ostrzegaliśmy was, że to bestie.

Przyjaciele dyktatora

Koreańczycy teoretycznie byli bardzo mili i gościnni. W praktyce goście z Ameryki nie mogli nawet wychodzić z hotelu, w którym byli zakwaterowani. Grali więc w karty, jedli, spali, w sumie niewiele mieli do roboty. Bischoff raz o świcie urwał się swojemu opiekunowi i poszedł pobiegać. Akurat ulice się zaludniały, wszyscy szli do pracy. Rozstępowali się przed nim tak, że poczuł się – wspominał po latach – jak Mojżesz przechodzący przez Morze Czerwone. Patrzyli na niego podejrzliwie: co on tu robi, ten zły, okropny, gwałcący kobiety Amerykanin. Oni wszyscy odziani w garnitury, on w dresie i bejsbolówce. Kiedy wrócił, dostał reprymendę. Podobnie jak zapaśnik Norton za rozmowę z żoną, która zarzucała mu przez telefon, że świetnie się bawi. Kiedy zaprzeczył i opowiedział, jak wygląda północnokoreańska rzeczywistość, wzięli go na stronę. Mieli broń, przez głowę przeszło mu, że go zastrzelą. Ostatecznie skończyło się na pouczeniu. Oczywiście więcej już przez telefon nie porozmawiał.

Wreszcie przyszedł czas zawodów. Kiedy jechali na stadion, widzieli morze ludzi. Dosłownie. Tłumy były nieprzebrane. Stawiła się rekordowa publiczność, jakiej sobie nie wyobrażali. Ale ci kibice wyglądali jak wykałaczki, malutcy, wychudzeni, pewnie też wygłodzeni i spędzeni na stadion. To była największa gala w historii wrestlingu. 150  tysięcy ludzi pierwszej nocy, a drugiej 190 tysięcy. Zanim zapaśnicy przystąpili do walk, sami obejrzeli imponujące widowisko, przy którym – tak wspominali – Super Bowl to pikuś. Zapierający dech w piersiach rozmachem taneczny show na płycie boiska oraz wyglądająca jak animacja kartoniada na trybunach, ćwiczona Bóg wie jak długo, zrobiły wielkie wrażenie na gościach. Potem Ali zasiadł wśród północnokoreańskich oficjeli, a zapaśnicy wzięli się do roboty. Główną atrakcją był pojedynek Flaira i Inokiego, dwóch legend wrestlingu. Muzyka (u Flaira na wejście „Tako rzecze Zaratustra"), światła, kolorowe szlafroki, błyszczące stroje. Tak się bawi Ameryka w Korei Północnej. Wygrał Inoki, bo miał wygrać, publiczność zgotowała mu wielką owację.

Przed wyjazdem gospodarze namawiali Flaira, by wygłosił oświadczenie, ale jakoś się wymigał. Brzmiało ono tak: „Zanim opuszczę ten piękny i pokojowy kraj, pragnę złożyć hołd wielkiemu liderowi panu Kim Ir Senowi, który poświęcił swoje życie dla szczęścia ludzi, prosperity i zjednoczenia Korei. Jego ekscelencja Kim Ir Sen zawsze będzie wśród nas". Nic dziwnego, że po wylądowaniu Flair całował japońską ziemię.

Za to 71-letni obecnie Inoki nie ustaje w pielęgnowaniu swojego uczucia do Korei. Rok temu znowu zorganizował galę wrestlingu w Pjongjangu, choć już nie na taką skalę. Zawody odbyły się na nieporównanie mniejszym obiekcie – na widowni zamiast blisko 200 tysięcy było 20 tysięcy widzów. Inoki jest teraz politykiem, członkiem Izby Radców, czyli wyższej izby japońskiego parlamentu, i głosi wszem i wobec, że jego działania promujące wrestling mają służyć polepszeniu napiętych stosunków japońsko-północnokoreańskich. Nie wszystkim się to w Japonii podoba, rozmija się z oficjalną polityką, ale samozwańczy rzecznik pojednania wcale się tym nie przejmuje. Z plakatu reklamującego ubiegłoroczną galę szczerzył zęby w szerokim białym uśmiechu i machał czerwonym szalikiem, który jest jego znakiem rozpoznawczym.

Przyjacielem Korei, a nawet osobistym Kim Dzong Una, jest również były amerykański koszykarz, mistrz NBA, Dennis Rodman, który zresztą też próbował swoich sił w wrestlingu i często gości w tym kraju, o ile tylko nie przebywa w Stanach na odwyku. Rodman zapowiedział, że kiedyś przyjedzie ze swoim kolegą z czasów gry w Chicago Bulls Michaelem Jordanem. Nieoficjalnie Koreańczycy z Północy zapraszali też Leo Messiego. Odpowiedzi gwiazdora chyba na razie nie było, ale podobno powstała już w Pjongjangu akademia piłkarska, która będzie wychowywać koreańskich Messich.

Zebrali się w japońskiej Nagoi w oczekiwaniu na samolot. Niecodzienna grupa pasażerów: Ric Flair to zawodnik z absolutnej czołówki wrestlingu, bracia Steiner – Scott i Rick – występowali razem, w wrestlingu takie braterskie duety są popularne, dalej Scott Norton, Road Warrior Hawk i Dean Malenko. To tylko niektórzy z oczekujących wówczas na lot w nieznane. Zawodnicy amerykańskiego wrestlingu: napompowani niczym kulturyści faceci występujący na ringu w skórzanych majtkach, przebrani za superbohaterów. Trupa cyrkowych przebierańców udających w ringu walkę, a w rzeczywistości odgrywających szczegółowo rozpisany spektakl. A na dokładkę pasujący do tej ekipy jak kwiatek do kożucha Muhammad Ali, prawdziwa legenda boksu.

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Plus Minus
„Lipowo: Kto zabił?”: Karta siekiery na ręku
Materiał Promocyjny
Koszty leczenia w przypadku urazów na stoku potrafią poważnie zaskoczyć
Plus Minus
„Cykle”: Ćwiczenia z paradoksów
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Justyna Pronobis-Szczylik: Odkrywanie sensu życia
Plus Minus
Brat esesman, matka folksdojczka i agent SB
Plus Minus
Szachy wróciły do domu