Uwielbiam spotykać się ze start-uperami. To często fantastycznie kreatywni ludzie, którzy patrzą na rzeczywistość w nietypowy sposób. Dzięki temu wpadają na nieoczywiste pomysły, jak rozwiązywać problemy, które wydawały się nierozwiązywalne albo tak codzienne, że niektórzy nawet nie zwracają uwagi na to, że na jakąś głupotę codziennie marnujemy czas.
Pamiętam rozmowę z założycielami start-upu, którzy, łącząc matematykę i fizykę, próbowali skonstruować algorytm przewidujący zmiany struktury lodu, ostrzegający przed możliwością załamania się tafli na jeziorze czy rzece. To, co ludzie starsi potrafili wyprowadzić z doświadczenia i intuicji, oni chcieli zapisać w formie algorytmu.
Czytaj więcej
Opozycja w Polsce powinna przeanalizować powrót Netanjahu. Koalicja jego przeciwników upadła, bo łączyła ją tylko niechęć do lidera izraelskiej prawicy.
Albo inne spotkanie, trzy lata temu w Tallinie, ze współtwórcą aplikacji taksówkowej, który przedstawiał pomysł budowy systemu integrującego komunikację miejską, taksówki, rowery, hulajnogi i samochody wynajmowane na minuty. Sztuczna inteligencja miała analizować ruch i proponować optymalną trasę, dzieląc ją na odcinki, które pokonamy różnymi środkami lokomocji. To, co wówczas wydawało się science fiction, testuje obecnie kilka miast świata, a komunikacyjne huby integrujące różne rodzaje transportu zamierza rozbudowywać Warszawa.
Jednym ze zjawisk, które napędzało innowacje, stała się powszechna digitalizacja. Im więcej informacji trafiało do sieci, im większa część rzeczywistości przenosiła się do świata cyfrowego, tym więcej ciekawych usług i aplikacji powstawało, przynosząc z czasem miliardowe zyski. Działo się tak również w sferze finansów, gdzie cała gama tzw. fintechów tworzyła narzędzia do inwestowania, handlowania, wymiany, obsługi płatności.