Do wyborów w USA zostały trzy miesiące, a kampania wygląda jak chyba nigdy przedtem w prawie 250-letniej historii kraju. A propos tego niezbyt długiego istnienia w historii: politykom w Polsce zdarzało się nieraz podśmiewać z krótkotrwałości amerykańskiej demokracji. „Myśmy mieli wcześniej elekcje królów, demokrację szlachecką, Konstytucję 3 maja, a te pętaki chcą nas pouczać...". System amerykański ma jednak to do siebie, że ma wmontowany – w konstytucji i w tradycji – system uczenia się i samokorekty.
Czytaj więcej
Jest to bardzo rzadka cecha, przypisywana częściej komputerom niż systemom politycznym. Patrząc na rzeczywiście nie tak długą historię USA, można zaobserwować, że choć zdarzały się błędy, katastrofy, kryzysy – były one naprawiane, czasem po dłuższym czasie, ale rzadko powtarzane. Z tego doświadczenia bierze się dzisiejszy optymizm niektórych, że ktokolwiek zostanie wybrany na prezydenta – nie będzie to koniec demokracji. Dominuje jednak pesymizm.
Już od wiosny media komentowały, że Donald Trump mówi dziwne rzeczy, że daje się ponosić swemu temperamentowi, że popiera go część elektoratu, którą Richard Nixon nazywał milczącą większością, czyli głównie biali, niezbyt wykształceni mężczyźni o radykalnych poglądach, rzadko uczestniczący w wyborach, w miejscowej nomenklaturze określani mianem „rednecks" („czerwone karki", w domyśle – od pracy na roli) albo nawet „white trash" („białe śmieci"). Przez pierwsze pół roku swojej kampanii Trump przez większość nie był traktowany poważnie. Mało kto wierzył, że dotrwa jako kandydat aż do konwencji, więc nie bardzo wsłuchiwano się w to, co mówił. Ot, pajac, który skądś wyskoczył i niedługo wróci na swoje miejsce.
Tymczasem po wielomiesięcznej wspinaczce na wierzchołek, ukoronowanej nominacją na oficjalnego kandydata Partii Republikańskiej, zaczął się gwałtowny spadek popularności Donalda i anty-Trumpowa fala. Ci, którzy słuchali tego, co mówił, zaczęli się spierać, czy prezentuje on poglądy totalitarne, autorytarne, czy wręcz faszystowskie... W badaniach opinii publicznej Clinton ma w pierwszym tygodniu sierpnia od 6 do 10 proc. przewagi, co oczywiście o niczym jeszcze nie przesądza, zwłaszcza że jej niepopularność jest również bardzo wysoka.
Zastanawiający jest przy tym początek medialnego skandalu wokół Trumpa. Jak wiadomo, nigdy nie sposób przewidzieć, która z kolei słomka złamie grzbiet wielbłąda (to zresztą przysłowie arabskie) czy też, jak zwykło się mówić w naszych stronach, która kropla przepełni czarę. Wyrzucenie z pracy Anny Walentynowicz wywołało rewolucję „Solidarności", robaki w mięsie dla marynarzy przyczyniły się do wybuchu rewolucji 1905 roku, brak pokory Rosy Park zapoczątkował falę walki o prawa obywatelskie Murzynów. Dlaczego inne wydarzenia, znacznie poważniejsze, nie powodowały podobnego efektu? Mędrcy mają na ten temat wiele teorii, ale żadna nie jest w pełni satysfakcjonująca.