Irak, wiosna 2004 roku. Każdy biały poruszający się po ulicach to potencjalny cel dla rebeliantów i sunnickiej milicji. Misja stabilizacyjna wojsk amerykańskich była nieskuteczna, a zabójstwa wojskowych zdarzały się niemal codziennie.
Pod koniec marca w Faludży sunniccy ekstremiści zaatakowali dwa dżipy firmy ochroniarskiej Blackwater. Podczas starcia zginęło czterech najemników. To nie był koniec jatki. Irakijczycy nienawidzą amerykańskiej firmy, bo jej pracownicy słyną z okrucieństwa wobec cywilów. Rozwścieczony tłum wlókł przez miasto zmasakrowane zwłoki: Scotta Helvenstona, Jerka Zovko, Wesleya Batalona i Michaela Teague; powiesił je na przęsłach mostu nad Eufratem. Podpalił trupy wiszące na przewiązanych wokół nóg linkach. Wiwatował. Świat obiegły zdjęcia rozradowanych dzieci na tle nadpalonych ciał najemników. Fotografie zszokowały Amerykę. Pod naciskiem opinii publicznej marines przypuścili atak na miasto, którego nie udało się wyrwać z rąk rebeliantów. To zemsta za lincz.
W tym samym czasie polscy żołnierze bronili się w City Hall w Karbali przed oddziałami Armii Mahdiego. Była to największa bitwa Wojska Polskiego po II wojnie światowej. Polacy i Bułgarzy bronili się przez cztery dni, nie tracąc żadnego żołnierza. Rebelianci byli wściekli. Tylko jednego dnia przeprowadzili w Karbali zamachy, w których zginęło 140 osób.
W Iraku było tak niebezpiecznie, że Polska Akcja Humanitarna zdecydowała się na wycofanie z kraju ostatnich dwóch pracowników, mimo że ci cały czas się kamuflowali. Poruszali się jedynie zdezelowanymi samochodami, które zmieniali co kilka dni. Mimo zaciemnionych szyb jeździli na tylnych siedzeniach pasażerów, bo kierowca musiał być tubylcem. Polak musiał ukrywać twarz za chustą, a jego koleżanka wychodziła na ulicę w abai, typowym stroju szyitek zakrywającym całą postać. Te środki bezpieczeństwa nie wystarczały. Nie można było być pewnym lokalnego przewodnika, bo okup za porwanego Europejczyka mógł sięgnąć kilku milionów dolarów. Na Wielkanoc Polacy opuścili Bagdad jako jedni z ostatnich cywilów po dziesięciu miesiącach spędzonych w dolinie Tygrysu i Eufratu.
W maju do Polski dotarła szokująca informacja – w zamachu zginęli korespondent wojenny TVP Waldemar Milewicz i algierski montażysta z polskim obywatelstwem Mounir Bouamrane, a operator kamery Jerzy Ernst został ranny. Polacy jechali z Bagdadu do Nadżafu. W Al-Latifijji ich czarny daewoo prince został ostrzelany z broni maszynowej. Dwaj dziennikarze zginęli na miejscu.