[b][link=http://blog.rp.pl/lisicki/2009/05/22/kto-byl-pomocnikiem-hitlera/]skomentuj na blogu[/link][/b]

To prawda, że jego autorzy zrobili wszystko, by niemiecką winę rozmyć. Przyznaję, że „Spiegel” stara się napisać historię na nowo. Jednak nie po to, by bronić niemieckiej przeszłości i narodowej dumy. Tekst w „Spieglu”, tak jak wiele innych artykułów, które ukazują się w różnych zachodnich mediach, ma w istocie pokazać, że Holokaust był zbiorowym dziełem Europy. Jeśli usprawiedliwia Niemców, to tylko pośrednio.

Dlatego tak istotne jest pytanie Goetza Aly, streszczające, jak mniemam, intencję „Spiegla”: „Czy w ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej nie chodziło o projekt europejski, który nie da się wyjaśnić jedynie przesłankami niemieckimi?”. Nic dziwnego, że dokładnie to samo zdaje się twierdzić na łamach „GW”, która od razu pospieszyła niemieckiemu tygodnikowi w sukurs, inny historyk. Według Gunnara Paulssona: „Hitler tylko stworzył warunki, by zakorzeniony w Europie antysemityzm wydał potworne owoce. Jego początek datuje się od momentu, gdy chrześcijaństwo oddzieliło się od judaizmu”. Oto na czym polega całkowita zmiana perspektywy. Nazizm nie był, jak to się zwykle sądziło, chorobliwą naroślą na cywilizacji europejskiej, ale stał się jej ukoronowaniem. Niemcy byli tylko, można by powiedzieć, bardziej samoświadomymi przedstawicielami ducha Zachodu, awangardą Europejczyków. Holokaust to, chce się nam wmówić, nie wynaturzenie czy poroniony płód, ale niemal nieuchronny skutek zachodniej cywilizacji. Jej grzechem pierworodnym było bowiem... samo chrześcijaństwo, które oderwało się od judaizmu. Autorzy takich tekstów są raczej rewolucjonistami niż nacjonalistami; barbarzyńcami niż ksenofobami; oskarżycielami Zachodu, a nie obrońcami tej czy innej narodowej tradycji.

Nic dziwnego, że przyjmując taki punkt widzenia, należy zanegować całą tradycję po to, by na jej gruzach zbudować nową tożsamość. Stara chrześcijańska moralność ma zostać potępiona, zamiast niej powstanie nowa świadomość etyczna z jej głównym przykazaniem walki z antysemityzmem. Zagłada okazuje się swego rodzaju zerowym punktem historii, jej największą, nieporównywalną z niczym zbrodnią i tylko odniesienie do niej ma w sobie moralne znaczenie.

A fakty? Te nie mają znaczenia. Te albo się poprawi, albo zmieni. W końcu zawsze znajdą się odpowiednio niejasne pojęcia – jak choćby właśnie pomocnicy – którymi można się arbitralnie posłużyć w stosunku do różnych narodów. I to tak, by nie narazić się wprost na zarzut kłamstwa. Nie o fakty tu chodzi, raczej o radykalną ideologię napędzaną nienawiścią do starego ładu. I na artykule w „Spieglu” z pewnością się nie skończy.